Szanowny Panie Redaktorze
Jestem już osobą mocno starszą (93 lata) i dlatego przeglądając wyjątkowo zachowane pamiątki rodzinne, zdecydowałam się przekazać Panu Redaktorowi tą zaskakującą według mnie historię dwóch zegarków rodzinnych, polsko-szwajcarskiej firmy Patek- Philippe. Podaję ją do Pana osobistej wiadomości i ewentualnie do wykorzystania wedle Pana uznania jak również do poprawek stylistycznych i kompozycyjnych.
Za pośrednictwem mojej siostry, Janiny Chevalley zamieszkałej w Colonie koło Genewy jestem czytelnikiem redagowanej przez Pana „Naszej Gazetki” i mam wielkie uznanie dla tak cennego dowodu pamięci i łączności wśród polskiej emigracji.
Jestem polsko-alzackiego pochodzenia (ojciec Alzatczyk, matka Polka). Matka moja pochodzi z rodziny Domeyków. Stryjem mojej babci po kądzieli był Ignacy Domeyko, przyjaciel Mickiewicza. Napisałam biografię dwu- rodzinną w oparciu o pamiątki ojca i matki – wydaną w języku francuskim. Mam też niewielkie tłumaczenie na język polski opracowane na prośbę rodziny w kraju i żyjących do niedawna nielicznych uczniów Ojca, profesora francuskiego i łaciny w Liceum Zygmunta Augusta w Wilnie.(…).
Łączę serdeczne wyrazy uznania
Maria Ehrmann- Stankiewicz
Szanowna Pani
Sprawiła Pani i mnie i Czytelnikom NG – o czym jestem przekonany, olbrzymią przyjemność przesłaną interesującą historią.
Życząc Pani dużo zdrowia i pomyślności pozostaję z wyrazami szacunku –
Tadeusz M. Kilarski – Red. Naczelny NG
150 letnia historia 2 zegarków firmy Patek- Philippe
Rok 1941 – styczeń
Nastąpił dzień wielkiego rozstania. Rodzice opuszczają Wilno, mąż i ja zostajemy. Mama przed wyjazdem oddaje mnie zegarek, który odziedziczyła po babce ze strony ojca, Zofii z hr. Mohl – Popławskiej. Zegarek genewskiej firmy Patek-Philippe w formie medalionu z emaliowaną miniaturą Matki Boskiej Ostrobramskiej.
Rozstanie nastąpiło w okresie okupacji sowieckiej (wrzesień 1939 – czerwiec 1941) w czasie której Wilno zmienia nazwę na Vilnius i staje się stolicą Litwy jako 13- tej Republiki Sowieckiej.
Przez lata wojenne 1941-1945 udaje się mnie zachować ten zegarek pomimo bombardowań, pożarów, ucieczek, ukrywania się, etc.
Rok 1945 – styczeń, marzec
Powtórna okupacja sowiecka. Jestem sama. W czasie jednej z licznych kontroli ulicznych po rozerwaniu przedstawionych dokumentów, mąż mój w wieku 30 lat zostaje zatrzymany i odstawiony do koszar celem wcielenia do armii Berlinga. Po krótkim pobycie w koszarach, gdzie o odwiedzinach nie było mowy – najwyżej można było dostarczyć paczkę – poborowi zostali wywiezieni na Zachód. Po pewnym czasie dociera do mnie zwięzła wiadomość od męża, że znajduje się w koszarach w Białymstoku, czyli po stronie polskiej, według już wyznaczonej w Jałcie granicy.
W Wilnie w tym czasie rozpoczyna się masowa „dobrowolna ekspatriacja” ludności polskiej przesiedlanej za Niemen i Bug. Zapisuję się natychmiast i w końcu marca opuszczam Wilno 12 transportem.
Podstawione na boczne tory wagony towarowe szybko załadowują rodziny ekspatriantów wraz z dobytkiem, który udało się uratować i otrzymać zezwolenie na wywóz. Jako ostatnia, ponieważ samotną wciągają mnie czyjeś życzliwe ręce i windują pod dach przeładowanego wagonu. Przygód w drodze nie brakuje: ugaszony szybko pożar podłogi spowodowany przez iskrę z piecyka, tak zwanej „kozy”, picie samogonu i wypadnięciem delikwenta z otwartego na postoju wagonu. Wreszcie w czasie jednej z rewizji kłucie bagnetami stosu bagaży i wykrycie mnie na samym ich szczycie, co powoduje gwałtowny incydent. Celnicy są w pierwszym momencie pewni, że odnaleźli przemycającego się pasażera. Wielce zajęci przeglądaniem moich dokumentów , nie dostrzegają nawet trzymanej kurczowo walizeczki z biżuterią i rodzinnymi pamiątkami. Na szczęście papiery nie zawierały najmniejszego braku lub niedoskonałości.
Po zatrzymaniu pociągu na dworcu w Białymstoku ruch i gwar niezwykły. Repatrianci przedziwnie szybko się rozładowują i rozjeżdżają. Do mnie w tym czasie podchodzi nieznajomy mężczyzna wymieniając moje nazwisko. Na potwierdzenie zawiadamia mnie, że mąż mój uciekł z koszar. Przechowywał się dni parę u znajomych wilnian, ale pewnego dnia wyszedł i nie wrócił. Nie wiadomo czy nie ujął go jakiś patrol o co było łatwo. Mąż nie miał dokumentów, a w koszarach ogolono mu głowę. Nieznajomy szybko się oddalił i zniknął. A ja zrozpaczona świadomością co może czekać dezertera, tkwię na pustym peronie nie wiedząc co robić ani dokąd iść. Aż dostrzega mnie koleżanka szkolna przebiegająca perony w poszukiwaniu ewentualnych znajomych przybyłych z nadeszłym transportem. Rozpoznając mnie, natychmiast zabiera do swoich rodziców już zainstalowanych w Białymstoku (jej ojciec, znany chirurg wileński, zaraz po przybyciu przystąpił do ekipy lekarskiej szpitala kolejowego).
Z pomocą koleżanki i jej rodziny rozpoczynam poszukiwanie męża. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafiamy na jego ślad. Według wszelkiego prawdopodobieństwa mąż wraz z kolegą lekarzem – również dezerterem, uciekli do Augustowa. Gdy wreszcie nawiązaliśmy kontakt i udało się mężowi przyjechać po mnie, nie mieliśmy czasu do stracenia. Musieliśmy jak najszybciej opuścić Białystok. Środkami lokomocji były ciężarówki i jeepy, na które czekało się długimi godzinami w pobliżu poczty. Gdy w końcu dostaliśmy się do jeepa udającego się w kierunki Suwałk, kierowca tuż po ujechaniu kilkunastu kilometrów nagle zawraca i dowozi do punktu odjazdu nakazując opuszczenie wozu.Wychodzimy jedni z pierwszych. Jeep natychmiast odjeżdża. Po niedługim czasie spostrzegam że zostawiłam w nim moją cenną walizeczkę. Rozpłakałam się przerażona co teraz może nas spotkać w tym mieście, gdy nagle ukazuje się ten sam jeep. Wskakuję natychmiast i oczom nie wierzę – w pustym wnętrzu stoi na widocznym miejscu moja walizeczka. Nikt po nas wychodzących nie tknął jej. I zegarek z Matką Boską ocalał.
Rok 1946- sierpień
Kończy się pierwszy rok w Augustowie. Praca i życie układa się pomyślnie, ale mąż od ucieczki z koszar legitymuje się przybranym nazwiskiem. Niespodzianie jednak następuje szczęśliwy zwrot tej sytuacji – spotkanie w nadleśnictwie augustowskim z paroma profesorami z S.G.G.W. w Warszawie, uczelni na której mąż rozpoczął studia w 1937 r. Od swoich przedwojennych profesorów dowiaduje się, że akta i dokumenty uczelni ocalały, czyli pozwolą mu one na powrót do rodowego nazwiska oraz dokończenie studiów.
I znów podróż jeepem z Augustowa do Warszawy. Skacząc po wybojach i dusząc się od kurzu, ściśnięta grupa pasażerów, doznaję nagle silnego wstrząsu spowodowanego gwałtownym zastopowaniem jeepa. Zostajemy otoczeni uzbrojoną grupą leśnych ludzi czyli tych partyzantów którzy dotąd się nie ujawnili. Zarządzają oni opuszczenie wozu i oddanie wszystkiego co kto posiada. Po chwilowym zaskoczeniu jeden z pasażerów podejmuje się pertraktacji, w rezultacie której partyzanci zgadzają się na pieniężny okup. Udaje się zebrać wymagana sumę i dalsza podróż do Warszawy odbywa się bez przygód. Pamiątkowy zegarek prababci Popławskiej ocalał po raz drugi.
Rok 1977- Genewa
Matka moja Janina z Popławskich – Ehrmann w czasie pobytu u mojej siostry zamieszkałej w Genewie, zwiedza w towarzystwie prof. L.F. Schoell(1), przyjaciela rodziny, wielką wystawę zorganizowaną przez firmę Patek – Philippe. Przy okazji mama pokazuje zegarek, który jej oddałam. Jednocześnie otrzymuje wyciąg z rejestru zamówień według którego zegarek-brelok został zamówiony w 1949 roku u przedstawiciela firmy genewskiej w Wilnie przez inż. Romana Popławskiego dla żony Zofii, z domu hr. Mohl.
Po pewnym czasie prof. Franck L. Schoell zawiadamia moja matkę, że jego córka, po mężu hr. Rozwadowska, posiada męski zegarek z wygrawerowanym nazwiskiem Roman Popławski. Pani Rozwadowska zamieszkała w Paryżu dostała ten zegarek w prezencie od swojej przyjaciółki, która go nabyła za niską cenę na licytacji darów otrzymanych przez pewne Polskie Towarzystwo dobroczynne. Jakim trafem – nagle i po dwóch wojnach – odnalazł się ten zegarek w dalekim Paryżu? Historia ta pewnie niezwykła lecz niestety nieznana w przeciwieństwie do jej epilogu.
Profesor Schoell postanowił, że zegarek powinien powrócić do rodziny, co po pewnych pertraktacjach z córką udało się mu przeprowadzić. W ten sposób mama moja znalazła się w posiadaniu obu zegarków jej pradziadków Romana i Zofii Popławskich. Jednocześnie z firmy Patek otrzymał metrykę, czyli wypis z rejestru zamówień z szczegółowym opisem męskiego zegarka, który został zakupiony w 1850 r. Okazało się, że poza wygrawerowaną(2) miniaturką odcinka ulicy zakończonej tak zwaną w Wilnie Ostrą Bramą posiadał jeszcze drugą kopertę z miniaturą portretu T. Kościuszki lub J. Poniatowskiego – ze znakiem zapytania w rejestrze. Koperta ta zginęła.
Rok 2000 – Częstochowa
W roku tym, 13 lat po śmierci matki udajemy się – ja i moja siostra Janina Chevalley zamieszkała w pobliżu Genewa – do częstochowskiego Sanktuarium, by spełnić ostatnią jej wolę. Życzeniem naszej matki było złożenie obu zegarków w skarbcu Jasnej Góry jako votum za ocalenie rodziny w czasie wojny.
Gdy parę lat temu odwiedziłam Sanktuarium odkryłam, że rodzinne zegarki spoczywały obok daru Melchiora Wańkowicza, również damskiego zegarka z Matka Boską Ostrobramską, ale w innej oprawie, bardziej kolorowej, tej samej firmy.
Maria Ehrmann – Stankiewicz
(1) Tłumacz na język niemiecki „Chłopów „ Reymonta
(2) Na jednej kopercie