Informacje z życia Polonii w Szwajcarii... Wydarzenia, spotkania, imprezy... Artykuły, felietony, reportaże, reklamy polskich firm - to wszystko znajdziesz w "Naszej Gazetce".

Gady z zimną krwią i toksycznym spojrzeniem

About

Piszę tę recenzję jak ślepy wyrwany do tablicy i mający refe­rować o kolorach. Nic nie wiem o gadach, bo już dawno na mojej drodze do pracy i na spacerach ich nie spotkałem. A w szkole nie uważałem na lekcjach biologii, gdyż miałem miejsce przy oknie…

Ale ostatnio dowiedziałem się (wreszcie!) sporo o ptakach i o owadach od Piotra Lisowskiego z jego poezji. Jest on, o ile wiem, pasjonatem różnych dziwolągów w dziedzinie sze­roko pojętej zoologii. Ona dla niego kończy się dopiero na psychologii zachowań ludzkich. Taki wachlarz zainteresowań prezentuje bardzo dowcipnymi fraszkami. Wie, iż w krótkiej zwięzłej formie można przemycić sporo głębokich treści. W grudniu 2016 wydał nowy tomik fraszek „Gdyby gady gadały”. Już ten tytuł zdradza jego możliwości bawienia się słowami, dźwiękami, jakże licznie ukrytymi w polszczyźnie.

Kojarzyć w tytule dowcipnie „gadać” z rzeczownikiem „gad” – to już wyczyn poetycki! To tak, jakby ktoś nieporadnie semantycznie kojarzył po polsku pary „rzeczow­nik+bezokolicznik”: „stół-stołować”, „usta-ustawić”, „proszek-prosić”, „wróg-wró­żyć”, „pas-paść”, „nos-nosić” albo „brona-bronić”.

Piotr Lisowski jest odważny. We wstępie zastanawia się czy wywodzimy się od gadów. Od razu mówię, że ja nie! Bardzo chciałbym, ale nie mam na to dowodów. Autor przestrzega takich nieuków jak ja, żeby nie mylili gadów z płazami. Te ostatnie to na przykład traszki, salamandry i żaby. Podpowiadam mu: traszki to materiał też na fraszki!

Piotr Lisowski wysuwa odważne tezy naukowe: gady wyginęły, bo (a) nie gadały albo dlatego, iż (b) były zimnokrwiste i brak było u nich sex-appeal. To dotyczy przykładowo aligatorowej. Pragnęła się przytulić do aligatora. Ale on był pasywny. Bawi się Lisowski grą słów: GADy przyGADują, zGADzają się i odGADują sygnały natury. Fraszkopisarz przypomina, iż odpowiednią nauką badającą to zaGADnienie jest paleontologia. Osobiście kojarzy mi się ta nauka z kanadyjską miejscowością Drumheller nad rzeką Deer Red w prowincji Alberta. Jest tam najbardziej naukowe muzeum na świecie, poświęcone dinozaurom. W kanadyjskim muzeum dowiedziałem się o Polce, pani prof. Zofii Kielan-Jaworowskiej, giganta w tej dziedzinie.

Dowcipnie wyjaśnia autor początek strajku gadów latających, które postanowiły wyginąć. Brontozaury wyginęły z powodu żarcików telefonicznych. Za suchą materią fraszek – czytelnicy to czują – kryją się dramaty, zgony, konflikty i dziwne nazwy. Na

przy­kład „stegozaur”, który sobie nic nie robił „z tego”. Jestem wdzięczny poecie z Aargau, iż wyjaśnił mi redukcję rogów u triceratopsa. Najpierw miał ich trzy, potem „został mu się” jeden – stał się jednorożcem. Nareszcie rozumiem ten motyw w malarstwie. Sama tematyka gadów ociera się bez przerwy o strach: węże, żmije lub mamby (różnych ko­lorów) wzbudzają w nas bojaźń o dobry urlop, spacer lub opalanie się na łonie przyrody… Lepiej gady oglądać w telewizji w programach o zwierzakach. Dowiedziałem się, iż tuatara (poważnie, coś takiego jest) to najstarszy gad na ziemi.

Mieszka w Nowej Zelandii. Zatem „tuatara jest bardzo stara” – ale to zrymował już autor. Oczywiście po­słał okularnika do okulisty (nie ma happy-endu!). Gad pożarł lekarza, co jest banalnym końcem historii. Dziennikarze wiedzą, iż jak pies zagryzł faceta, to to nie jest wiadomość. Ale jak facet zagryzł psa, to już jest news.

Podkreślił autor mądrość żółwi. Jeżeli żyją tak długo, to mają więcej doświadczeń, niż nawet stare ludzkie wygi polityczne. A smoka wawelskiego wysłał Wisłą daleko w świat. Czy muszę jako intermezzo dodać, iż autor jest „krakusem”, propagując wzdłuż i wszerz elementy kultury dawnej stolicy Polski? Domyślam się, iż tym denerwuje warszawiaków, ale protestów nie słyszę…

Smok wysłany przez Lisowskiego w świat dotarł aż do wysp Galápagos. Może dlatego, iż po hiszpańsku los galápagos znaczy „żółwie”? Fraszka „Waran” to formalnie akrostych, czyli autor zabawił się finezyjnie tym, iż każda linijka zaczyna się takimi literami, aby dać „pionowo” w sumie słowo „waran”.

Na koniec mam parę pretensji-pytań do autora: (1) Dlaczego, pisząc o bazyliszku, nie wysłał go balladowo do Bazylei, jeśli jest to tak piękne miasto? (2) Dlaczego wyśmiewa się z zeza rozbieżnego u kameleona, jeśli tenże tak a nie inaczej został zaprogramowany przez matkę-naturę? (3) Dlaczego, ułożywszy fraszkę o grzechotniku, nie wspomniał, iż jest grzechem przecież być tak głośno reklamującym się gadem? (4) Dlaczego jego rysunki – bo Piotr Lisowski też pięknie rysuje – są tak nieliczne w tekście? (5) Dlaczego przedstawił nam „tyranosaurusa rexa”, wmawiając nam, iż posiada on „spojrzenie toksyczne”, a jednocześnie nie ostrzegając nas, iż wielu bliźnich ma gorsze od gadów i tyranów „spojrzenie toksyczne”?

 Wiesław Piechocki

Wydawca i Redaktor Naczelny: Tadeusz M. Kilarski