Właściwie to był przypadek, iż z hetmana, marszałka, chorążego wielkiego koronnego stał się Jan Sobieski królem. Ale twarde militarnie czasy umożliwiły mu właśnie drogę do korony. A droga była kręta a czasami skandaliczna…
W podręcznikach historii Polski panuje obraz znakomitego wodza, postaci spiżowej i pogromcy Turków jesienią 1683. Mniej wiemy o kulisach jego życia przed i po Wiedniu. Wiemy o jego miłosnych listach do małżonki, kierowanych do niej z bitewnych pól. Ale do tego małżeństwa prowadził skandal. Poznał swą przyszłą małżonkę na balu w Warszawie w roku 1655. Maria Kazimiera d’Arquien de la Grange była damą na dworze francuskim. Ale potem była żoną Jana „Sobiepana” Zamoyskiego. Dopiero kiedy wojewoda sandomierski, Jan Zamoyski, umarł, można było wziąć ślub. Ale zrobiono to już tydzień jedynie po zgonie pierwszego męża Francuzki! Wtedy skandaliczny krok!
Sporo dowiedziałem się o królu z wystawy, jaką urządzono w Wiedniu w roku 2017. Można było ją zobaczyć w symptomatycznym miejscu: „Winterpalais des Prinzen Eugen von Savoyen”, w centrum austriackiej stolicy, przy Himmelpfortgasse 8, blisko katedry św. Stefana. Tak, w rezydencji zimowej Księcia Eugeniusza Sabaudzkiego!
Akurat on był w pewnym sensie konkurentem do sławy militarnej polskiego króla w roku 1683. Ale żywot Eugeniusza, Francuza (sic!), bohatera Austrii jest osobnym rozdziałem w europejskich zmaganiach przeciw Turkom. Bardzo barwna postać!
A z Turkami król Jan miał osobiste porachunki. Miał starszego brata Marka. Po studiach w Polsce bracia przebywali 2,5 roku na zachodzie Europy: Niemcy, Niderlandy, Francja, Anglia. Przyszły król Polaków, pogromca Turków pod Wiedniem, znał kilka języków zachodnich bardzo dobrze. Ale potrafił też mówić zarówno po turecku jak i po tatarsku. Po odsieczy wiedeńskiej sam przesłuchiwał jeńców tureckich i tatarskich w ich rodzimych językach! Bardzo lubił czytać, był wielkim mecenasem sztuki, posiadał wielkie biblioteki pod kilkoma adresami.
Karierę rozpoczął Jan Sobieski na terenie rozległej Rzeczypospolitej. Trzeba było poskramiać kozaków. W 1648 roku wybucha powstanie Bohdana Chmielnickiego, wielkiego wroga Polaków. Sam miał wielkie ambicje wojskowe i dynastyczne. W bitwie pod Batohem (1652) Marek, brat Jana, dostaje się do niewoli. Chmielnicki nie patyczkuje się z jeńcami: tysiącom ścina się głowy a trupów nie grzebie się! Wśród nich jest Marek, brat Jana. Tragedia w wojskowej rodzinie! W ten sposób powstało szlacheckie nazwisko Markijanowicz, upamiętniające dwu słynnych braci, Marka i Jana.
Niżej podpisany podczas podróży na Ukrainę odwiedził zamek w Olesku, gdzie w roku 1629 urodził się Jan. Teraz miejscowość nie leży już na terenie Polski. Nazywa się po ukraińsku Ołesko. Jest tam muzeum upamiętniające wielkiego syna narodu polskiego. Jan III Sobieski zmarł w Wilanowie w 1696 roku, pokonany przez multum chorób, z których syfilis i nadciśnienie, otyłość i problemy z nerkami przyczyniły się najbardziej do zgonu.
Innym skandalem skrywanym przez historiografię jest fakt przysięgi na wierność królowi szwedzkiemu. Stało się to jesienią 1655 r. Król Jan trwał w tym stanie „szwedzkiej” lojalności do marca 1656. Nauczył się mnóstwo od wrogów Polski, hołdując widać przysłowiu „uczyć się można i trzeba nawet od diabła”. Korzystał z tego potem, unowocześniając polską armię. Piechota używała odtąd berdysze, topory, halabardy. Strzelać zaczęto z sukcesem z coraz lepszych muszkietów. Dzięki regularnym potyczkom, bitwom, odsieczom uratował król – od roku 1674 – wielu młodych Polaków, wziętych przez Turków w jasyr.
Głównym starciem z Turkami był Wiedeń. Król poproszony o pomoc przez austriackiego cesarza Leopolda pospieszył z odsieczą. Tempo było rewelacyjne. Polska armia, piechota i rycerze, huzarzy i armaty pokonały około 400 km w osiem dni! Po zwycięskiej bitwie król twierdził, iż same namioty wezyra pokryłyby razem dwa miasta, Warszawę i Lwów w ich murach miejskich. Legendarne były łupy króla – wspomina się tu anegdotycznie do dzisiaj kawę, napój nieznany Europejczykom, a pity od dawna przez Turków nad Bosforem. Kawa przywędrowała pod polskie strzechy… Za „Victorię” wiedeńską papież Innocenty XI już wiosną 1684 nadał polskiemu królowi tytuł „Obrońcy Wiary”.
Okrutna statystyka śmierci – pod Wiedniem zginęło około 15 tysięcy Turków.Takie rzezie były „normalne” jeszcze do końca XVIII wieku w Europie. Z naszej perspektywy XXI wieku, z powodu tolerancji oraz źle pojmowanej „political correctness” te militarne zmagania i ich rezultaty wyglądają dziś zupełnie inaczej.
Świat chrześcijański czcił wówczas w podziwie spektakularne zwycięstwo w Wiedniu. Francuski rzeźbiarz Pierre Vanneau wykonał w bardzo ciemnym orzechowym drewnie całą grupę pomnikową. W centrum był oczywiście polski król. Na wystawie wiedeńskiej podziwiam jego postać. Pierwotnie rzeźby miały zdobić katedrę we francuskim mieście Le Puy-en-Velay, stolicy departamentu Haute-Loire, 80 km na południe od Lyonu. Zarówno rzeźbiarsko jak i na obrazach stylizowany jest Jan III Sobieski jako rzymski rycerz z akcesoriami antyku: laurowy wieniec, berło w ręku, żelazna zbroja, marsowe oblicze, dumna wyprostowana postać, której należy się bać w każdym razie.
Król był wielkim mecenasem sztuki. Wysyłał na studia artystyczne do Rzymu młode talenty (malarzy Jerzego E. Szymonowicza i Jana Reisnera), promował architekturę. Wychowany w duchu ultra katolickim, ufundował dwa kościoły w Warszawie: św. Kazimierza na Nowym Mieście oraz OO. Kapucynów przy ul. Miodowej. Dla potomności jest nader pozytywnym monarchą o szerokich horyzontach intelektualnych i zdolnościach przywódczych.
Wiesław Piechocki