|
Jesienna pora w Zakopanem...
Spogladam
na mloda dziewczyne zatrudniona w roli kelnerki. Siedzi na krawedzi
lawy w poblizu palacego sie kominka i w
pochlonieciu czyta ksiazke. Od czasu do czasu rzuca gwaltowne
spojrzenie po sali i stwierdziwszy, ze nikt niczego od niej nie chce - z
widoczna ulga wraca do lektury. Bywa i inaczej. Wtedy podrywa sie,
wykonuje szybko zamowienie dokladajac w miedzyczasie drewna do kominka
i powraca do swojej ksiazki zastygajac ponownie w bezruchu czytania.
Ogladam te powtarzajace sie scenki poczatkowo z rozbawieniem, po
chwili jednak moje piwo z miodem nabiera wyjatkowo gorzkiego posmaku.
Obraz nowych czasow w kraju nad Wisla - bezwzgledna ekonomia przetrwania
w zderzeniu z potrzebami ducha... Jeszcze
krotki spacer i wracamy do "Gorskiego Palacyku" w Koscieliskach,
gdzie mamy zamowiony pokoj.
Droga dojazdowa opisana dobrze. Przed pensjonatem parking dla gosci. To
juz jest standard europejski. Czysto i pachnaco i dobry smak urzadzonego
wnetrza. Przyjemne, cieple pokoje,
restauracja, bar. Wychodze na taras - przede mna "gora
spiacych rycerzy" - Giewont - " Wlasnie obchodzono 100-lecie
ustawienia krzyza na tym pieknym szczycie. W 1901 r. fabryka Goreckiego
wykonala 17,5 m krzyz w 400
kawalkach pojedynczych. Ciezar calego krzyza wynosil 1819 kg. do
tego jeszcze ok. 400 kg cementu i 200 konewek plociennych wody. 3 lipca
1901 r. postanowiono wyniesc elementy krzyza na Giewont. Po Mszy Sw.
odprawionej w kosciele parafialnym, zebralo sie 500 osob i 18 wozow.
Najpierw wywieziono te elementy na Hale Kondratowa i tam nastapil
podzial. Montazu dokonal pan Gorecki ze swoimi ludzmi i szescioma goralami.
Samo montowanie krzyza na gotowej, betonowej podstawie trwalo szesc
dni. Ponad 15m wystaje krzyz ponad skale, ramie poprzeczne ma 5,5 m.
Na skrzyzowaniu ramion znajduje sie tarcza z napisem, jaki ulozyl
Ojciec Swiety dla krzyzy jubileuszowych: "Jezus Christo Deo,
restitutae per ipsum salutatis MCM". Wszedzie historia przeplata sie
z terazniejszoscia... Opuszczam taras. W restauracji czeka malzonka oraz goracy obiad. Trudno odmowic sobie oscypkow i goralskiej kwasnicy. Wszystko smakuje inaczej, lepiej choc nie wiem czy to efekt glodu czy Zakopianskiego klimatu...
Czas
sie pozegnac. Pani Krystyna pyta, czy mozemy zabrac ze soba troche
reklamowek. Zaden problem. Miejsce gdzie sie czlowiek czuje dobrze,
jest zawsze warte polecania drugim. Jeszcze pamiatkowe zdjecie i
opuszczamy gosciny "Gorski Palacyk". Jesli kiedys bedziemy
w Zakopanem, na pewno tam wrocimy. A moze uda nam sie zrealizowac
tam tygodniowy pobyt z przyjaciolmi, polaczony z
"Sylwestrem"? Kto wie.. Jeszcze
krotki powrot na Krupowki, jeszcze kilka fotografii czarujacego
Zakopanego i czas ruszac w dalsza droge. Do zobaczenia moje Tatry, do
zobaczenia moja Polsko!!! Tadeusz M. Kilarski
|