Informacje z życia Polonii w Szwajcarii... Wydarzenia, spotkania, imprezy... Artykuły, felietony, reportaże, reklamy polskich firm - to wszystko znajdziesz w "Naszej Gazetce".

Powabny mit, czyli kłamliwa historyjka

About

Na oficjalnej stronie prezydenta B. Komorowskiego znajdujemy ciekawą informację. W tym roku – zgodnie z jego zachętą i wolą – Polacy powinni radośnie obchodzić Święto Wolności. Jego oficjalne obchody mają mieć miejsce 4 czerwca w Warszawie, bo to wówczas przypada 25. rocznica wyborów 4 czerwca 1989 r. Możemy się również dowiedzieć, że „wówczas Polacy w sposób pokojowy i demokra­tyczny, za pomocą karty wyborczej, pokonali komunizm”.

Zatrzymajmy się nad tym fragmentem wypowiedzi, bo przecież nie pochodzi od znie­wieściałego ucznia gimnazjum, mającego zadanie domowe i naprędce – dla świętego spokoju – klecącego jakiegoś gniota na temat najnowszej historii Polski, w oparciu o buszowanie w internecie. Jej autorem jest przecież absolwent Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego, który przez kilka lat był wykładowcą historii w Niższym Seminarium Duchownym w Niepokalanowie. I dzisiaj – jak stanowi Konstytucja – jest: „najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej”. A przy swoim boku ma współpracownika i doradcę do spraw historii i dziedzictwa narodowego Tomasza Na­łęcza – profesora historii (w latach 1970–1990 należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a w 1990 r. został jednym z wiceprzewodniczących Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej – partii wywodzącej się z PZPR).

Mówienie o „sposobie pokojowym” nie jest zgodne z faktami. Gdy 30 czerwca grupy antykomunistyczne (między innymi Solidarności Walczącej i Ruch Społeczeństwa Alternatywnego), w związku z odbytymi wyborami, zorganizowały manifestację pod hasłem: „Jaruzelski musi odejść” i próbowały przejść pod gmach KC PZPR, zostały zaatakowane i rozproszone przez oddziały ZOMO. A 13 lipca te same oddziały rozpę­dziły przy użyciu siły demonstrację przeciwników Jaruzelskiego zorganizowaną przez Konfederację Polski Niepodległej.

A teraz słów kilka o zbitce pojęciowej „ sposób demokratyczny”. Kiedy mówimy o de­mokracji i jej sposobach (metodach) wyłaniania władzy, to zasadniczo myślimy o takim procesie, w którym społeczeństwo posiada decydujący (rozstrzygający) wpływ na spo­sób przeprowadzenia samych wyborów (ordynacja), dobór kandydatów i ostateczne wyłonienie rządzących. W wypadku wyborów do Sejmu 4 czerwca 1989 r. proporcje wynosiły 65:35, to znaczyło, że 65% miejsc w Sejmie (299 mandatów) było z góry za­gwarantowane dla członków PZPR i jej wasali. Tylko o 35% (161 mandatów) mogli ubiegać się kandydaci bezpartyjni. Takie rozstrzygnięcie było u swych podstaw sprze­czne z zasadami demokracji. Podobnie jak dokonanie przez kierownictwo Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie zmiany w ordynacji wyborczej w trakcie wyborów, między pierwszą a drugą turą. Przypomnijmy również frekwencję wyborczą; w dniu 4 czerwca 1989 r. wynosiła ona 62,3%, a w drugiej turze (18 czerwca) 25 proc. upraw­nionych do głosowania. Zatem średnia z dwóch tur, to: 43.6 %. Czyli, większość Pola­ków uprawnionych do głosowania nie brała wówczas udziału w wyborach. Między innymi dlatego, że traktowało je jako jawne oszustwo, manipulację, a nawet zdradę ideałów Sierpnia 1980 r. i „Solidarności”.

Przynajmniej nieporozumieniem jest ogłoszenie dnia 4 czerwca 1989 r. „pokonaniem komunizmu”. Nie można zapominać, że wówczas największą partią Polsce, posiada­jącą rozbudowane struktury w każdym zakładzie pracy i wszystkich instytucjach była PZPR, deklarująca ideologię polityczną: marksizm-leninizm i komunizm. I chociaż była słaba, to ona dzierżyła pełnię władzy nad filarami ustroju: „ludowym” wojskiem, resorta­mi siłowymi, oświatą, mediami i urzędami cenzury. Działała Milicja Obywatelska (roz­wiązana w kwietniu 1990 r.), Służba Bezpieczeństwa (rozwiązana w maju 1990 r.) i Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej. Sądy i prokuratura pozostawały całko­wicie w ich rękach lub osób im oddanych. Wszelka agentura komunistyczna (cywilna i wojskowa) czuła się wybornie, a kraj kontrolowały i penetrowały rosyjskie służby wy­wiadowcze. To ostatecznie PZPR rządziła krajem, a obowiązującą ustawą zasadniczą była stalinowska konstytucja z 1952 r., którą dopiero zastąpiono Małą Konstytucją w 1992 r. Uchwalenie nowej polskiej konstytucji, licząc od wyborów czerwcowych („poko­nania komunizmu”) zajęło ponad 8 lat! (2 kwietnia 1997 r.).

Warto przypomnieć, że po okresach zaborów i wywalczeniu przez Polaków własnego państwa, stworzono od pod­staw i uchwalono konstytucję w ciągu 4 miesięcy (Mała Konstytucja z 20 lutego 1919 r.).

Łatwo również wymazać z pamięci zbiorowej inny fakt. W „Polszy” stacjonowały wojska radzieckie, których ewakuację rozpoczęto dopiero w kwietniu 1991 r., natomiast ostatni żołnierze spod znaku „sierpa i młota” wyjechali 18 września 1993 r. z warszawskiego Dworca Wschodniego. Skoro komunizm upadł, to, po co i dlaczego były one tak długo obecne na polskiej ziemi?

Czy za przezwyciężenie komunizmu należy uznać wybór Wojciecha Jaruzelskiego na stanowisko pierwszego i jedynego prezydenta PRL? Ten jedyny zgłoszony kandydat na tę funkcję to były agent Informacji Wojskowej, ściśle powiązanej z radzieckim NKWD, generał LWP odpowiedzialny za masakrę na Wybrzeżu 1970 r., pierwszy se­kretarz KCPZPR, szef WRON uznanej za: „związek przestępczy o charakterze zbroj­nym” (według: Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej dnia 12 stycznia 2012 roku Sąd Okręgowy w Warszawie w VIII Wydziale Karnym), współtwórca i wykonawca sta­nu wojennego, godzący się całkowicie na zamienienie terytorium Polski w pustynię radioaktywną, w razie sowieckiej akcji ofensywnej na Europę zachodnią.

A może „pokonanie komunizmu” miało polegać na powierzeniu misji tworzenia rządu po wyborach czerwcowych Cz. Kiszczakowi – byłemu ministrowi spraw wewnętrznych PRL, członkowi Biura Politycznego PZPR i organizatorowi stanu wojennego odpowie­dzialnemu za zbrodnie w kopalni Wujek, prześladowania i represje w całym kraju? A

kiedy ten plan się nie powiódł to ofiarowano mu tekę ministra spraw wewnętrznych w „solidarnościowym” rządzie T. Mazowieckiego. Jednocześnie ministerstwo obrony po­darowano F. Siwickiemu. To kolejna osoba – symbol zniewolenia i podłości systemu komunistycznego – należąca do grona ludzi najbardziej zaufanych i oddanych Mos­kwie. Był dowódcą oddziałów LWP odpowiedzialnych za inwazję na Czechosłowację w 1968 r., członkiem KCPZPR, gorliwym organizatorem i wykonawcą stanu wojennego oraz członkiem WRON.

Niewątpliwie wybory czerwcowe były ważnym elementem w procesie upadku komuniz­mu. Zapewne go przyspieszyły. Sądzę, że można jedynie mówić o „procesie”, a nie o jakimś jednym wydarzeniu, czy czasowym punkcie „pokonania komunizmu”. Jeśli na­wet niektórzy, w optymistycznej wizji uznają, że proces ten został już zakończony, to mimo wszystko powinni wiedzieć, że jego skutki, w różnej postaci, trwają do dnia dzi­siejszego. (…).

Fakt wyborów dał początek mitu (legendzie) powielonego na oficjalnej stronie prezy­denta Komorowskiego. Jego istotę wyraziła po raz pierwszy aktorka Joanna Szczep­kowska, występując, 28 października 1989 r., w Dzienniku Telewizyjnym. Oświadczyła wówczas powabnym głosem: „Proszę Państwa, 4 czerwca 89ʼ roku skończył się w Pol­sce komunizm”.

Trudno zrozumieć, dlaczego prezydent Komorowski i jego doradca prof. Nałęcz uznali te słowa za niepodważalne źródło wiedzy historycznej i pewnik. Czy tylko jej kobiecy wdzięk odebrał tym panom rozum i skłonił do amnezji?

Emil Mastej

Wydawca i Redaktor Naczelny: Tadeusz M. Kilarski