Informacje z życia Polonii w Szwajcarii... Wydarzenia, spotkania, imprezy... Artykuły, felietony, reportaże, reklamy polskich firm - to wszystko znajdziesz w "Naszej Gazetce".

30-lecie Klubu Miłośników Żywego Słowa Basi Młynarskiej

About

mlynarska

Kiedy 6 grudnia 1986 roku w Pałacyku w dzielnicy Gellert w Bazylei odbyło się inaugu­racyjne spotkanie Klubu Miłośników Żywego Słowa założonego przez Barbarę Młynar­ską-Ahrens, którego pierwszym gościem był Gustaw Holoubek, Polską rządziła ostat­nia ekipa odchodzącego ustroju. Dawno już minęła euforia „półtorarocznego karnawa­łu Solidarności” skutecznie, jak się wydawało, stłumiona przez stan wojenny i represje wobec działaczy i sympatyków solidarnościowego ruchu domagających się zmian na lepsze.

Coraz więcej ludzi opuszczało kraj bez nadziei na szybki powrót. W tej sytuacji coraz większa rzesza Polaków usiłujących zbudować jakoś swoje nowe życie na obczyźnie chętnie korzystała z możliwości spotkania z polskimi artystami przybliżającymi im kul­turę, którą zmuszeni byli zostawić.

Klub Basi Młynarskiej od samych jego początków skupiał Polaków pragnących kontak­tów z kulturą polską obok kultury kraju, w którym przyszło im zamieszkać. Pielęgnowa­nie kultury polskiej na obcych ziemiach weszło Polakom w krew już w czasach, gdy Polska przestała istnieć jako autonomiczny kraj na mapie Europy. 123 lata rozbiorów, 5 lat okupacji niemieckiej i kolejne po niej lata z ograniczoną wolnością złożyły się na silne poczucie, że tożsamość polska to język, sztuka i kultura. Pisarze, aktorzy, artyś­ci, muzycy tworzący na ziemiach polskich lub jakkolwiek poczuwający się do związków z Polską to nasze dobro narodowe dokładające się do dorobku światowej kultury. Ist­niejące bez względu na to czy i w jakim stopniu Polska była zależna od politycznych zawirowań. Spotkania z ludźmi polskiej kultury w różnych miejscach w świecie należą do polskiej tradycji, działalność Basi Młynarskiej wpisuje się od 45 lat w tę tradycję.

W roku 2016 Klub Miłośników Żywego Słowa będący naturalnym przedłużeniem dzia­łalności Basi w Domu Polskim w Zurichu zamkniętym w roku 1986, obchodzi 30-lecie swojego istnienia. Można więc bez żadnej przesady powiedzieć, że przeznaczeniem Basi było przybliżanie Polakom ze Szwajcarii polskiej kultury. Poświęciła temu zasad­niczą część swojego życia. Mimo wszystkich przeszkód i trudności. Mimo krytyki i od­czuwanego czasami zniechęcenia. Obok politycznych i gospodarczych zmian w Pol­sce, Europie, świecie, czasami sprzyjających, a czasami wręcz przeciwnie. (ebs)

– ebs.: Basiu, nam, publiczności Twojego Klubu, oferowałaś rezultaty swojej pracy, go­towe danie, smaczne, elegancko podane, tylko Ty wiesz, jak wyglądały kulisy przyjaz­dów tylu twórców kultury i sztuki, jak wyglądały przygotowania, trudności, przeciwieńs­twa, czy dziś, patrząc wstecz na te wszystkie lata uważasz, że warto było?

– Uważam, że to, co robię od 45 lat dla kultury polskiej w Szwajcarii, było i jest moją powinnością, moim obywatelskim obowiązkiem. Tak zostałam wychowana. Chciała­bym móc należeć do “tego pięknego grona osób zawsze z sobą tożsamych…”, jak powiedział o swojej żonie, wybitnej poetce Julii Hartwig – Artur Międzyrzecki.

– Czy jest coś, co zrobiłabyś inaczej lub wcale nie robiła?

– Mijający czas rozwiązywał sam piętrzące się wokół mnie problemy, a intuicja podpo­wiadała, że trzeba niezmiennie pozostać wierną sobie. Tzw. NICNIEROBIENIE, jest całkowicie sprzeczne z moim charakterem.

– W jaki sposób odczułaś zmiany polityczne w Europie, polską transformację, wejście Polski do EU, zmiany ekipy rządzących?

– Zachłysnęłam się wolnością. Radość z odzyskanej wolności przełożyłam na swój sposób działania, którego dewiza brzmiała: dobrze wykonywać swoje zadania. Nie zawieść nadziei we mnie pokładanych.

– Czy odczuwasz różnicę w traktowaniu twórców w PRL-u, Polsce lat 90. i Polsce XXI wieku? Jak byś ją opisała? Co jest lepiej a co gorzej z Twojego punktu widzenia?

– Twórcom w PRL-u usiłowano wmówić, że jak długo będą lojalni wobec władzy, tak długo włos im z głowy nie spadnie. Czuło się pozorną życzliwość władz do momentu, w którym nie poczuła się zagrożona. Szalała cenzura. To pamiętam aż za dobrze, bo mój brat był stale pod jej obstrzałem. Podobnie było w teatrze. Ten niepokój przed każdą kolejną premierą, kiedy na próbie generalnej zasiadali dziwni panowie, z który­mi później kierownik literacki teatru i dyrektor artystyczny teatru wiedli długie dysputy. Po ich zakończeniu informowano nas – zespół aktorski teatru, że nastąpiły skreślenia w tekście. Zdarzało się, że któryś z aktorów tracił w związku z tym rolę w spektaklu.

Lata 90-te minionego stulecia i czas obecny są zdominowane przez komercjalizację wszystkich środków przekazu. Bronią się jeszcze nieliczne sceny, które dbają o swój zespół artystyczny. Aktorzy poczuli, że przyszedł moment, w którym mogą zaistnieć, nieważne za jaką cenę. Liczy się pieniądz, który napędzają seriale i reklamy. Cierpi na tym jakość prezentowanego aktorstwa. To mnie boli… Kto dzisiaj (poza wyjątkami), potrafi mówić wiersz? Skończył się idealizm i zachwyt dla SZTUKI, w których wyrosłam w cieniu wielkich indywidualności artystycznych. Teraz liczą się: siła przebicia i kasa…

– Przez Twój Klub przewinęła się cała kulturalna elita Polski do i od 1989 roku. Wielu z tych niezwykłych ludzi już nie żyje, miałaś możność obcowania z nimi, dałaś nam, członkom i sympatykom Klubu możność zetknięcia się z nimi. Których wspominasz najchętniej? Czy są tacy, których nie udało Ci się zaprosić?

– Zacznę od końca. Nie udało mi się zaprosić Jerzego Waldorffa – wybitnego publicy­sty, animatora kultury polskiej, a nade wszystko wspaniałego gawędziarza i komenta­tora czasów, w których żył. Miałam szczęście poznać Go osobiście i słuchać fascynu­jących opowieści, które snuł w Radziejowickim parku, podczas wakacji. Nie udało mi się zaprosić Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej – wspaniałej aktorki teatralnej i kabaretowej w okresie międzywojennym, współtwórczynię światowej sławy zespołu pieśni i tańca “Mazowsze”, którą znałam i podziwiałam. Ta wszechstronnie utalentowana artystka jest do dzisiaj moim niedoścignionym wzorem umiejętności artystycznych i organiza­cyjnych. Prowadziłam rozmowy z takimi niezapomnianymi aktorkami jak Nina Andrycz czy Zofia Rysiówna, ale upływający czas zdecydował inaczej. Rozmowy z Krzysztofem Kieślowskim też spełzły na niczym.

Kogo wspominam najchętniej? Gustawa Holoubka, Andrzeja Łapickiego, Tadeusza Łomnickiego, którzy pozwolili mi uwierzyć w siebie, służyli zawsze mądrą radą i doda­wali otuchy w chwilach zwątpienia. Mojego brata Wojtka Młynarskiego, który dbał o mój rozwój intelektualny i wyostrzył umiejętność reagowania na bezguście artystyczne. Ryszarda Kapuścińskiego, który jak mało kto potrafił słuchać. Jana Nowaka-Jeziorań­skiego, jednego z najskromniejszych i najbardziej czarujących ludzi, jakich było mi da­ne poznać. Podobnie jak profesora Aleksandera Gieysztora i profesora Władysława Bartoszewskiego, Beatę Tyszkiewicz. Artystów krakowskich: Annę Seniuk, Annę Sza­łapak i Grzegorza Turnaua… I tak mogłabym wymieniać bez końca.

Nie wolno zapominać, że 9 kwietnia 2016 roku Klub Miłośników Żywego Słowa zapre­zentuje 149 spektakl. Cechą dominującą wszystkich spotkań i spektakli jest ich nie­powtarzalność i różnorodność w doborze wykonawców.

– Czy masz jakieś wspomnienia zabawne z tych wizyt?

– Większość z nas – widzów czekała na tzw. część prywatną spotkań z zaproszonymi gośćmi. I tak pamiętam popisy kunsztu kabaretowego po wspólnie zjedzonej kolacji, których mistrzami byli dwaj Wiesiowie: Gołas i Michnikowski. Jacek Wójcicki po kolacji w restauracji Santa Lucia żegnając się z jej uczestnikami wspiął się na krzesło i od­śpiewał po włosku pieśń “Santa Lucia”, wzbudzając entuzjazm zebranych. Anna Sza­łapak i Konrad Mastyło po niezwykłym spektaklu pt. “Ucisz serce…” nie dali się długo prosić i zabrali wszystkich zebranych wokół fortepianu do… Piwnicy pod Baranami, którą wyczarowali “na poczekaniu”.

A dramatyczne?

– Zawód sprawił mi dyrektor Adam Hanuszkiewicz, który po prostu nie przyleciał na umówione od dawna spotkanie z publicznością. Pamiętam moje poczucie bezradności na lotnisku w Zürichu i rozmowę telefoniczną, w której dosyć apodyktycznie tłumaczył się mówiąc, że jest przeziębiony i… koniec. Nie dałam za wygraną i w ciągu 24 godzin sprowadziłam autorkę „Czarnego ptasiora” – Joannę Siedlecką. Podobnie było, kiedy Krzysztof Piesiewicz zawiadomił mnie, że nie przyleci, bo jest chory (przyjechał w in­nym terminie). W takich chwilach adrenalina sięga zenitu. Na szczęście zawsze czu­wają dobre duchy… Musiałam też raz odwołać spektakl, kiedy „zadymił” wulkan i wszystkie loty zostały odwołane. A co przede mną? A któż to wie?…

– Czy sądzisz, że Twoi znakomici goście zabrali ze sobą coś trwałego, co z kolei mogli przekazać Polsce?

– Na przestrzeni mijających 30 lat działalności Klubu Miłośników Żywego Słowa najwię­cej zabrali “na drogę” ci z gości, którzy odwiedzali Klub w latach 1986-1989. To były gorzkie lata dla kultury wysokiej i dla jej twórców. Pod skrzydłami Klubu znaleźli poczu­cie bezpieczeństwa i poczuli się dowartościowani, otoczeni szczerym uznaniem i mi­łością. Wielokrotnie słyszałam to z ich ust. Wpisy do ksiąg pamiątkowych z tamtych lat świadczą najlepiej o tym “w jakiej sprawie” do nas przyjeżdżali. Na pewno

nie ze względów finansowych. Ich opinie szerzone w środowisku artystycznym po powrocie ze Szwajcarii, przygotowały grunt dla późniejszej działalności Klubu.

– Choć Klub prowadzisz przez te wszystkie lata sama, masz wokół siebie ludzi chęt­nych do pomocy, niektórzy są Ci wierni od samych początków, inni przyłączyli w cza­sie trwania działalności Klubu, komu chciałabyś podziękować?

– Przede wszystkim dziękuję Rodzinie Klubowej za to, że od lat wiernie trwa przy mnie.

Telefonami, listami, mailami, rozmowami wspiera i buduje razem ze mną naszą „małą Rzeczpospolitą artystyczną”. Nie wyobrażam sobie już życia bez tej „rodziny, rodziny, rodziny, ach rodziny…”, jak śpiewali Starsi Panowie.

Dziękuję panu Prezesowi Jerzemu Czubakowi – wielkiemu mecenasowi kultury wyso­kiej, że pozwolił Klubowi tak pięknie rozkwitnąć przez ostatnie lata. Dziękuję Firmie Amcor-Łódź-Polska, której prezesem jest pan Jerzy Czubak, za objęcie opieką finan­sową Klubu Miłośników Żywego Słowa. Dziękuję Ewie Felippi-Metelskiej za wykreowa­nie i opiekę nad stroną internetową: www.slowoimuzyka.ch

Dziękuję panom: Andrzejowi Nurkowskiemu i Mirosławowi Manuszewskiemu za opiekę akustyczno-techniczną spotkań i spektakli. Dziękuję sponsorom i darczyńcom, którzy wymienieni są na stronie Klubowej. Dziękuję wszystkim, którzy spieszą z pomocą przy organizacji spotkań Klubowych.

Dziękuję autorkom recenzji i komentarzy, paniom: Barbarze Tschopp i Izabeli Burger, oraz oczywiście Tobie, Elżuniu.

– A ja dziękuję Ci Basiu za rozmowę.

Ela Binswanger

Wydawca i Redaktor Naczelny: Tadeusz M. Kilarski