Historykom pozostawmy spory dotyczące ustalenia dokładnej daty, okoliczności i miejsca przyjęcia chrztu przez księcia Mieszka I. Wysuwane przypuszczenia i hipotezy nie zmieniają faktu najważniejszego: chrzest wprowadził Polskę w przestrzeń kultury krajów Europy Zachodniej, dając jej „nowe życie i światło”. I ze zbitki plemion pogańskich rozpoczęto budowę organizacji, której na imię państwo. Stało się ono podmiotem na arenie życia społecznego i politycznego starego kontynentu. A polski władca został równym wobec wszystkich innych kierujących państwami, co – używając języka współczesnego – miało ogromne znaczenie na płaszczyźnie międzynarodowej.
Zostaliśmy włączeni bezpośrednio w krwioobieg kultury łacińskiej, a ściślej, w syntezę antyku środziemnomorskiego (kultura Grecji, Rzymu) i myśli biblijnej. W ramach nowej przestrzeni realizowano rzymski porządek prawny; rozpoczęto budowę administracji, szkolnictwa, sądownictwa i szpitalnictwa. Przybywający do nas duchowni jako jedyni posługiwali się językiem łacińskim w mowie i piśmie. A był on narzędziem przekazywania wiedzy i szerzenia nauki. Stanowił język elit intelektualnych i dyplomacji. Ułatwiał kontakty międzynarodowe, umożliwiał dostęp do drogocennych dzieł wielkich myślicieli i poetów starożytności. Zasadniczo do XV w. łacina pozostała językiem naszego piśmiennictwa. W nim powstały dzieła Jan Długosza, Mikołaja Kopernika, Pawła Włodkowica, Jan Ostroroga, Frycza Modrzewskiego.
Niewątpliwie, chrześcijaństwo przez swoje rewolucyjne i wyjątkowe w dziejach przesłanie miłości Boga i bliźniego, przyczyniło się do złagodzenia dzikich obyczajów. Stawały się bardziej „ludzkie”, podlegały uszlachetnieniu wraz z szerzeniem nauki Chrystusa i podstawowych prawd wiary. Uwrażliwiały sumienia na niezniszczalną sferę wartości, z których czerpie soki autentyczna kultura i nauka.
Klimat ten sprzyjał i inspirował rodzimą twórczość, powodując rozwój polskiej myśli i sztuki. Z czasem zaczęliśmy również wzbogacać dziedzictwo europejskie własnymi ideami. Nie byłoby to możliwe bez sieci szkolnictwa organizowanego przez duchowieństwo przy parafiach, a nade wszystko bez utworzenia szkoły wyższej, Akademii Krakowskiej w 1364 r. Powstała 16 lat po powołaniu znakomitego Uniwersytetu w Pradze. Warto przypomnieć, że Uniwersytet w Wiedniu powstał w 1365 r., Uniwersytet w Lipsku w 1409 r., Uniwersytet w Uppsali w 1477 r., Uniwersytet w Petersburgu w 1724 r., a Uniwersytet w Berlinie dopiero w 1809 r. A więc nie byliśmy upośledzonym miejscem tej części kontynentu.
Religia chrześcijańska poprzez widome struktury Kościoła rzymskokatolickiego przyczyniła się do uratowania naszego narodu od zagłady. W sposób szczególny świadczą o tym dramatyczne momenty naszej historii. Poczynając od najazdu szwedzkiego na Rzeczpospolitą (1655 r.), poprzez rozbiory (1772 r., 1793 r., 1795 r.), intensywną rusyfikację i bezwzględną germanizację, połączoną z polityką Kulturkampfu. Nawet jeśli utraciliśmy państwo, to trwaliśmy jako naród, mający własną kulturę przesiąkniętą pierwiastkiem religijnym. Rozwijała się nie tylko w zaborach. Wybuchała mocnym płomieniem w kręgach emigracyjnych, tchnąc nadzieję i inspirując ducha wolności (J.Słowacki, C.K. Norwid, A.Mickiewicz, Z. Krasiński, F.Chopin).
Wzmocnieni wiarą braliśmy udział w odsieczy wiedeńskiej, broniąc Europę przed najazdem tureckim i panowaniem zupełnie obcej cywilizacji (1683 r.). A po wiekach, w roku 1920, ponownie stanęliśmy do obrony nie tylko zagrożonej śmiertelnie niepodległości i wiary, ale uratowaliśmy stary kontynent od ateistycznego bolszewizmu, grożącemu podstawom kultury europejskiej i niepodległości innych państw. To była wojna o wszystko.
Potem przyszła kolejna tragedia; druga wojna światowa i jej konsekwencje. Nie wolno zapomnieć, że grupą zawodową i społeczną, która poniosła największe ofiary było duchowieństwo Kościoła rzymskokatolickiego. Według niekompletnych statystyk „podczas ostatniej wojny w okupowanej Polsce śmierć poniosło ogółem 1932 księży diecezjalnych (w tym 6 biskupów) i kleryków, 850 zakonników oraz 289 sióstr zakonnych. W niektórych diecezjach straty księży wyniosły 50% stanu przedwojennego.”
(„Chrześcijaństwo w Polsce. Zarys przemian 966-1979”. Praca zespołowa pod redakcją Jerzego Kłoczowskiego, Lublin 1992).)
Ta ogromna ofiara pokazuje gdzie wrogowie naszego narodu dostrzegali największą siłę, pozwalającą Polakom być sobą i przetrwać tragedie.
W latach barbarzyństwa stalinowskiego, terroru komunistycznego i planowej ateizacji, Kościół katolicki, pozostał w dużej mierze, jedyną ogólnonarodową organizacją społeczną, niepodporządkowaną partii. Nie poddał się, chociaż był osaczany, atakowany i niszczony na wszelkie sposoby. Mało znanym wydarzeniem z tamtych lat jest akcja przeprowadzona 3 sierpnia 1954 r. przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej (kryptonim „X-2”), na mocy decyzji ówczesnego Prezesa Rady Ministrów Józefa Cyrankiewicza z 30 lipca 1954 r. Objęła zgromadzenia żeńskie na terenie Górnego i Dolnego Śląska, prowadzące głównie działalność opiekuńczo-wychowawczą i dobroczynną. W jej wyniku do obozów pracy wysiedlono ok.1500 zakonnic, a 323 domy, które prowadziły zostały skonfiskowane. Przeniesione siłą siostry i nowicjuszki przebywały w warunkach więziennych; były zmuszane do pracy na akord, wywierano na nie presję namawiając do współpracy lub opuszczenia zgromadzeń.
(Szczegóły w pracy: A. Mirek „Siostry zakonne w obozach pracy w PRL w latach 1954-1956”, Lublin 2009).
Mimo doznawanych krzywd i upokorzeń, Kościół przeciwstawił naukę miłości bliźniego teori walki klas, popularyzowanej szeroko przez rządzących. I niestrudzenie bronił zasad zawartych w Ewangelii.
Trudno sobie wyobrazić, aby powstanie „Solidarności” i mozolne wybijanie się na niepodległość było możliwe bez ziarna chrześcijańskich wartości rzuconego w polską glebę 1050 lat temu. Wystarczy sięgnąć do zdjęć z sierpnia 1980 r. Główna bramę stoczni, a na niej obraz Matki Boskiej Częstochowskiej i portret Jana Pawła II. Rok wcześniej – w przejmującej homilii wygłoszonej 2 czerwca 1979 r., na Placu Zwycięstwa w Warszawie – mówił:
„Nie sposób zrozumieć tego narodu, który miał przeszłość tak wspaniałą, ale zarazem tak straszliwie trudną – bez Chrystusa. Nie sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy, stolicy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na walkę, w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi, na walkę, w której legła pod własnymi gruzami, jeśli się nie pamięta, że pod tymi samymi gruzami legł również Chrystus-Zbawiciel ze swoim krzyżem sprzed kościoła na Krakowskim Przedmieściu. Nie sposób zrozumieć dziejów Polski od Stanisława na Skałce do Maksymiliana Kolbe w Oświęcimiu, jeśli się nie przyłoży do nich tego jeszcze jednego i tego podstawowego kryterium, któremu na imię Jezus Chrystus.”
Chrzest Polski pozostaje najważniejszym wydarzeniem w duchowym rozwoju narodu. Ponad tysiącletnia historia Kościoła katolickiego i jego wiara na naszej ziemi wskazuje, że chrześcijaństwo było i pozostaje czynnikiem „konserwującym” (chroniącym przed zepsuciem, zniszczeniem i zagładą) naszą tożsamość narodową. Jest niewyczerpanym źródłem wartości, kształtującym moralność i inspirującym rozwój nauki oraz kultury.
Jednocześnie stanowi trwały most łączący Polskę z Europą i cywilizacją zachodnią. Żadne inne struktury, sztucznie wytworzone i podtrzymywane, nie potrafią go zastąpić. Podobnie jak też żadna inna nauka lub teoria nie jest w stanie konkurować z chrześcijańską koncepcją człowieka jako osoby ludzkiej, mającej kochającego Boga za Ojca. Z wdzięcznością i troską warto o tym pamiętać.
Emil Mastej