Informacje z życia Polonii w Szwajcarii... Wydarzenia, spotkania, imprezy... Artykuły, felietony, reportaże, reklamy polskich firm - to wszystko znajdziesz w "Naszej Gazetce".

Atrakcje ukryte Ostrołęki

About

Widoczną bardzo atrakcją jest tu most na Narwi. Wisi zgrabnie nad wodą i wydaje się bardzo podobny do mostu „la Barqueta” w Sewilli. Tamten hiszpański most oddano do użytku, kiedy święcono EXPO-1992, ku czci Krzysztofa Kolumba. Ten rzucający się w oczy most w stolicy Kurpiów był gotowy w 1996 roku i nosi nazwisko generała Antonie­go Madalińskiego. Dlaczego? Wyruszył on z Ostrołęki do Krakowa na czele brygady kawalerii, przyspieszając wybuch Powstania kościuszkowskiego w 1794. Patriotyczny gest i wspaniała solidarna idea. Niestety generał był potem więziony przez Prusaków, a kiedy go zwolniono, wyjechał w 1797 roku do Włoch. Tyle na temat patrona mostu i jego związków z piękną Ostrołęką.

Jeszcze inny generał pozdrawia mnie nad Narwią. Jest to Józef Bem, urodzony w Tar­nowie przy końcu XVIII wieku a zmarły w Syrii, w Aleppo w 1850 roku. Teraz Aleppo jest apokaliptycznie zniszczonym miastem z powodu wojny, której nie ma końca. Dzię­ki komu? Kto to wie? Wtedy generał Bem popisał się szarżą artyleryjską 26 maja 1831 roku, w trakcie Powstania Listopadowego. Tu nad Narwią był ranny i na polu walki zo­stał mianowany pułkownikiem. A później jego epopeja na Węgrzech… ale to daleko od Ostrołęki. Główny plac w kurpiowskiej metropolii też nazwano jego imieniem! Twardy bruk na rynku pod nogami obok pomnika gen. Bema kojarzy się z jego niełatwą biografią a atrakcyjne Forty Bema zapraszają do wizyty u wielkiego Polaka. Mnie ciekawi jednak koś­ciół, stojący trochę na uboczu centrum, a mający czcigodną przeszłość, nieco ukrytą dla turystów. To ostrołęckie sanktuarium ku czci św. An­toniego Padewskiego. Ma Antoni dopisane do imienia włoskie miasto Padwę. Dla­tego więk­szość chrześcijan sądzi, iż był Włochem. Akurat to się nie zgadza. Urodził się w Lizbo­nie i był Portugal­czykiem! Ostrołęckie sanktuarium, alias klasztor pobernardyński za­prasza jasnymi, wesołymi murami. Otaczają one kościół oraz kalwarię, gdzie można kontemplować stacje drogi krzyżowej. Właśnie ten element religijny, po łacinie zwany „Via Crucis” („Droga Krzyża”) zacie­kawił mnie, kie­dy zwiedzałem kościół. Nie, nie cho­dzi o kalwarię na podwórcu, która akurat tu nie jest zbyt oryginalna. Mam na myśli se­rię obrazów, wiszących bardzo nisko w nieatrakcyjnym korytarzu. Stanowi on dookolną ramę przestrzenną kościoła. Chodzi siędookoła tego niskiego korytarza.  Wszystkie obrazy mają oryginalny kształt półkola. Ani kwadraty ani prostokąty… Domyślam się, iż są tak stare (może młodsze?) jak koś­ciół, zbudowany między 1666 a 1696. Obrazy są w bardzo złym stanie. Domagają się natychmiastowej konserwacji! Mają widoczne ubytki farb, płótna i warstw oleju, postrzępione miejsca, gdzie stykają się z drewnianą ramą. Może fachowiec, historyk sztuki powiedziałby, iż nie warto tracić tyle pieniędzy (ile?) na obrazy o nie najwyższej jakości artystycznej. To prawda. Jest to seria obrazów olejnych średniej wartości. Na­tomiast jest ona niebywale oryginalna, jako że primo przedstawia jednolitą treść, czyli Pasję Jezusa, rozpisaną na fragmenty scen, se­cundo jest starym polskim zabytkiem sztuki sakralnej i tertio każdy obraz na bokach ma zapisane wiersze w polszczyźnie tamtych czasów. To są elementy wołające o interwencję do instancji wyższych, ratujących zabytki, których jak wiadomo Polska nie ma zbyt wiele z powodu ciągłych wojen. Te obrazy „nie w kościele”, lecz w korytarzu, to swoiste cuda, niekonwencjonalny do­datek do klasycznej Drogi Krzyżowej.

Dla mnie najciekawszy jest fakt, iż te wiersze, trochę nieporadne, naiwne, są uzupełnieniem sceny, jaką oglądam na obrazach. W pewnym sensie są niepotrzebne literacko, jako że przy­kładowo widzimy Weronikę, wycierającą swą chustą twarz Jezusa. Jej imię utrwaliło na za­wsze ten epizod Męki Pańskiej: łacińsko-grec­ka synteza „vera + eikon” dała w efekcie imię „Veronika”. Stacje Drogi Krzyżowej mają prze­cież jedynie lapidarne tytuły, natomiast w Ostrołęce są to poezje. Stoję przed Weroniką, klęczącą przed krzyżem i czytam: „Uważay wdzięczność, którą okazuje / Jezus niewieście, gdy twarz swą maluje / Na płótnie, którym otarł krwawe znoje / Za grzechy twoje”. Zatem jest to krótki komentarz, zawierający opis litościwej niewiasty, określenie materiału chusty, w którą wsiąkną krople krwi Boga. Oraz zwrot świetny literacki – autor przypomina moralną doktrynę chrześcijaństwa: Jezus musiał się poświęcić dla ludzkości „za grzechy twoje”. Albo wiersz,pragnący wywołać współczucie u czytającego: „Żeby wstał prędko, kacia przymuszają / Nogami kopiąc gwałtem popychają / Żaden w tym razie Pana nie ratuje / ani folguje”. Atrakcyjna dla nas jest forma „kacia” w liczbie mno­giej. Dziś mówimy „ci kaci”. Ostatnia linijka, konsekwentnie synkopowana w tych tercetach, przypomina, iż owi kaci nie tylko pragną zguby Jezusa, lecz nikt z tłumu „nie fol­guje”, czyli nie dąży nową drogą ukazaną przez Chrystusa!

Jeden z wierszy-komentarzy pokazuje palcem wręcz lokalny naród w Jerozolimie, pra­gnący poprzez groteskowy proces (Piłat) skazać Boga na śmierć: „Po ciężkich krzywdach i obelgach Pana / Zawziętość żydów stawja przed tyrana / By skazał na śmierć żyjącego wiecznie / Boga koniecznie”. Nazwanie dosadne narodu żydowskiego trąci w pierwszej chwili antysemityzmem. Ale autor-poeta określił jednak tylko naród „zawzięty”, gdyż taka była prawda historyczna. To właśnie Żydzi mieszkali w Palestynie, a nie inna nacja. Mocniej określono Piłata jako tyrana. A był wszak jedynie administratorem, przysłanym z dalekiego Rzymu, wmieszanym pechowo w religijne rozgrywki lokalne. „Koniecznie” znaczy tu „ostatecznie, w końcu”.  W poezji zaznaczono naiwność prostaczków: myślą, iż skazali człowieka, przywódcę religijnej grupy apostołów na śmierć. A nie wiedzą, że on zmartwychwstanie!

Wreszcie wchodzę do kościoła, który był konsekrowany akurat równo 300 lat przed wybudowaniem mostu na Narwi w naszych czasach. Kościół zachwyca bogatym barokowym wyposażeniem, głównym ołtarzem, 9 bocznymi, wieloma ornamentami. Świątynia jest jasna, kolorowa, jednonawowa. Czuć sporą przestrzeń, niejako zbyt wielką na Ostrołękę. Miasto nie jest do dziś – na szczęś­cie – metropolią europejską. Wzrok koncentruje się na ołtarzu głównym. Nie można uwierzyć, iż niemal całkowicie spłonął wraz zczęścią kościoła 13 marca 1989 roku! Nie widać żadnych śladów zniszczeń. To zaw­dzięczamy artyście Bronisławowi Danielewiczowi, który con amore i pieczołowicie od­remontował piękny zabytek. Na bocznych pilastrach w kościele wiszą obrazy Drogi Krzyżowej. Jest ich 14, bowiem stacji jest tyle, ile wszędzie na świecie. Ale w Ostrołęce mam do czynienia, po analizie wspomnianych obrazów w korytarzu bocznym, z cu­riosum. Jest to ukryte „echo” pasji chrystusowej, wierszowana opowieść z obrazami, godna zanotowania przez turystę, zwiedzającego przepiękne Kurpie.

 

Tekst i fotografie: Wiesław Piechocki

Wydawca i Redaktor Naczelny: Tadeusz M. Kilarski