Antypolonizm istnieje przynajmniej od czasów zaborów. Jego celem jest wywołanie niechęci, postawy wrogości lub nienawiści wobec Polaków. Poniża się naszą tradycję, kulturę, a nawet szydzi z religijności. Najczęściej jest nastawieniem i działaniem o charakterze rasistowskim opartym na stereotypach etnicznych. Przybiera różne formy i posługuje się wieloma metodami. Ich wspólnym mianownikiem jest fałsz.
Hasło „antypolonizm” nie występuje w „Nowej Encyklopedii Powszechnej PWN” (Warszawa 1995) ani w „Słowniku języka polskiego” (Wydawnictwo Naukowe PWN, Wydanie IX, Warszawa 1994). Na próżno go szukać w „Słowniku poprawnej polszczyzny” (Wydawnictwo PWN, Warszawa 1980 r.). Nie m go również w renomowanej pracy „The New Encyclopaedia Britannica” (wydanie z 2002 r.).
Poglądy antypolskie wyrażane są przez dziennikarzy, polityków, pseudonaukowców, celebrytów itd. Cel jest jasny. W oparciu o ułomną pamięć większości społeczeństw i powszechne niedouczenie należy sponiewierać nas słownie, zmusić do milczenia i uległości. Wzbudzić wstyd, skłonić do samobiczowania i spełniania wysuwanych żądań.
Rok 2018 i początek obecnego dostarczył konkretnych przykładów. Powróciło jak bumerang oszczercze sformułowanie: „polskie obozy koncentracyjne” i ponowne wmawianie światu, iż Polacy „wyssali antysemityzm z mlekiem matki”. Niedawno doświadczona dziennikarka amerykańskiej telewizji – A. Mitchell – posłużyła się pojęciem „polsko-nazistowskiego reżimu” („The Polish and Nazi regime”) przeciwko któremu walczyli powstańcy w Getcie Warszawskim. Według niej Polacy razem z „nazistami” (niemającymi narodowości) tworzyli reżim dążący do zagłady Żydów. Tym samym przypisała nam współodpowiedzialność za zbrodnie podczas wojny. Trudno o bardziej finezyjne kłamstwo, stygmatyzujące Polaków.
Antypolonizm należy odróżnić od uzasadnionej krytyki, opartej na racjonalnych argumentach. Obnażanie polskich słabości, błędów i wad może być formą troski o naród. Powinniśmy to przyjąć z pokorą jako zaczyn do usilnej pracy nad sobą. Nie nazywamy antypolonizmem dzieł Słowackiego, Norwida, Brzozowskiego, Wyspiańskiego, Żeromskiego, Witkiewicza … A czasami w nich wiele gorzkich słów, zachęt do rachunku sumienia i opamiętania. Bez wątpienia potrzeba nam lustra. Ale unikać powinniśmy krzywych zwierciadeł tworzonych przez różne grupy interesów.
Od wielu lat z antypolonizmu walczą organizacje polonijne. W kraju wysiłek obrony imienia Polski podejmuje np. Fundacja Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga Przeciw Zniesławieniom. Pewne zasługi ma IPN wydający cenne pozycje ukazujące prawdę o naszych dziejach. Odnotować również należy niektóre działania przedstawicieli polskiego rządu. Ale dotychczasowe wysiłki okazują się niewystarczające w stosunku do fali kłamstw i zafałszowań.
A więc co jeszcze można uczynić?
Wydaje się, że właściwym byłoby powołanie ośrodka prowadzącego badanie antypolonizmu. Chodziłoby o analizę tego zjawiska, a więc uporządkowanie faktów, wyjaśnienie i zrozumienie zgodnie z kryteriami pracy naukowej. Udokumentowane rezultaty należałoby publikować systematycznie w języku polskim i przynajmniej angielskim. Raporty i opracowania przekazywać do wszystkich placówek dyplomatycznych w kraju, siedzib ważniejszych instytucji i organizacji międzynarodowych oraz mediów krajowych i zagranicznych. Jednocześnie powinno się zadbać o prezentację materiałów i dokumentów, np. w formie krótkich filmów w internecie.
Całkowite powstrzymanie antypolonizmu nie wydaje się możliwe. Zbyt wiele tu interesów politycznych, ogromnych korzyści finansowych i emocji. Ale działalność ośrodka demaskującego na bieżąco wszelki fałsz o Polsce i Polakach mogłaby ostudzić nienawistne zapędy i obsesje. Oczywistym jest, iż jego istnienie stałoby w sprzeczności z interesami innych krajów. Ale mimo wszystko powinien powstać i to jak najszybciej. Bo „dopóki ktoś upiera się przy prawdzie, nawet wbrew całemu światu, pozostaje normalny.” (G. Orwell). A bez prawdy i normalności skazani będziemy na wegetację lub unicestwienie.
Emil Mastej