Informacje z życia Polonii w Szwajcarii... Wydarzenia, spotkania, imprezy... Artykuły, felietony, reportaże, reklamy polskich firm - to wszystko znajdziesz w "Naszej Gazetce".

Tęczowe chmury nad Polską

About

Ostatnie miesiące to kolejne odsłony pełzającej rewolucji. Niezmordowani obrońcy „równości” podjęli kolejne boje. Zapewne nie ostatnie. Najpierw pewna pani stworzyła dzieło (wielkość artystyczna Mony Lizy to przy nim kicz), czyli wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej z aureolą tęczową. Plakaty i nalepki pojawiły się w Płocku wokół jed­nego z kościołów i na koszach na śmieci oraz przenośnych toaletach.

Później niewidzialna ręka oblepiła nimi mury sanktuarium św. Faustyny i klasztoru Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Warszawie. Nocne rozklejanie mogło przypominać brawurową akcję plakatowania w mrokach stanu wojennego. Tyle tylko, że wtedy złapanych pałowano i wsadzano ciupasem do celi więziennej. A teraz mamy „demokrację” i „wolność”. Ich esencją jest „róbta, co chceta”, czyli kpiny z normalności i szydzenie z tego co święte.

Rozpętała się dyskusja. Wydarzenie skomentował nawet były prezydent RP – wasz­mość pan Komorowski. „Początkowo, jak zobaczyłem wizerunek Matki Boskiej tęczowej, to pomyślałem sobie, że bardzo fajne, bardzo ładne. Może to jest jakiś sygnał, że przebija się przekonanie wielu chrześcijan w Polsce, że Matka Boska przygarnia do serca wszystkich potrzebujących, bez względu na orientację seksualną”. Jakże nie podziwiać głębi i przenikliwości intelektualnej. A nade wszystko niezłomnego ducha europejskiej tolerancji i wolności. Budująco nade wszystko brzmią słowa: „pomyślałem sobie”. Wywołują wzruszenie, gdy były prezydent – z wrodzoną skromnością – mówi, że „myśli”. Iście kartezjańskie podejście: „Cogito, ergo sum” (Myślę, więc jestem).

W ramach „artystycznych poszukiwań”, wyzwolona z kompleksów absolwentka wrocławskiej ASP zamieściła na Facebooku filmik. Zachęca w nim do zakupu rzeźby Maryi. Matka Boska, w tęczowych kolorach, została przerobiona na kobiece genitalia. Dochód ze sprzedaży autorka chciała przekazać na kampanię przeciw homofobii. Zapewne urzekający przykład hucznej filantropii i czystego altruizmu.

Jednak żadna indywidualna „ekspresja”, nawet najbardziej bezwstydna i bluźniercza, nie może konkurować z tzw. Marszami Równości. Aktywiści i zwolennicy LGBT (Lesbian, Gay, Bisexual, Transgender) zorganizowali je w wielu miastach. W Gdańsku grupa kolorowych przebierańców prezentowała rysunek waginy imitujący Najświętszy Sakrament. Warszawa – jak zwykle ambitna i nowoczesna – nie chciała być gorsza. Odprawiano tam bluźnierczą mszę. Prowadzący (pastor – samozwaniec) zrobił to w ornacie z tęczowymi symbolami. Jeden z jego pomocników miał na głowie durszlak. A wszystko pod hasłem: „Szanujmy się nawzajem” i oficjalnym patronatem prezydenta stolicy.

Kiedy organizacja Ordo Iuris zainteresowała się finansowaniem działań tęczowych ru­chów żądając ujawnienia ich źródeł i podania skali wsparcia ze środków publicznych od razu została zaatakowana. Skorzystanie z przepisu o dostępie do informacji publi­cznej pewien ogólnopolski dziennik nazwał: „prześwietlaniem”, „dręczeniem” i „zastraszaniem”. Jak mawiali nasi ojcowie: „Uderz w stół, nożyce się odezwą”. Solidarność ze środowiskiem LGBT wyraziła ambasada USA w Warszawie. Na swoich budynkach wywiesiła tęczowe flagi, zgodnie z decyzją Trumpa ogłaszającego tzw. „miesiąc dumy LGBT”. Nie mający kłopotów z pamięcią przypominają sobie jego hasło z kampanii wyborczej „Make America Great Again” („Uczyńmy Amerykę znów wielką”). Czy promocja tęczowości służy temu celowi?

Warto podkreślić, że władze amerykańskie nie wywiesiły tęczowych flag na ambasadzie w Arabii Saudyjskiej. Widocznie uznały, iż nie warto obrażać uczuć religijnych muzułmanów stanowiących tam około 93 % ludności. Natomiast takiego „strategicznego partnera” jak Polskę można traktować „inaczej”.

Ideologia LGBT wdziera się do szkół i zakładów pracy. Przykładem jest szwedzki kon­cern IKEA Polska. Zwolniono tam pracownika, który cytując Pismo Święte sprzeciwił się promocji środowisk LGBT w zakładzie pracy. Przypominają się czasy „dyktatury proletariatu”, kiedy trzeba było trzymać język za zębami, aby nieostrożnym słowem lub gestem nie narazić się na represje, dyskryminacje lub więzienie.

Natomiast we Wrocławiu kierownictwo fabryki Volvo próbowało powołać w zakładzie „społeczność LGBTQ+”. Dopiero po protestach załogi zaprzestano tych działań. A więc zdecydowana obrona normalności popłaca.

Do grona „sił postępu” dołączył poseł Platformy – P. Misidło. Pod koniec lipca, na swoim profilu na Twitterze umieścił symbol Polski Walczącej (kotwicę), na tle tęczowej flagi. Niedługo potem, 1 sierpnia, podczas VIII Marszu Powstania Warszawskiego na jednym z budynków „ktoś” wywiesił tę samą flagę z symbolem kotwicy. A więc drwi się nie tylko z uczuć religijnych, ale i narodowych w imię przesłania F. Nietzschego: „Zjawisk moralnych nie ma wcale, istnieje tylko moralny wykład zjawisk”.

Nie rozumiem, dlaczego polskie państwo pozwala na szarganie świętości narodowych, obrażanie uczuć religijnych i ulega szantażowi nielicznej, a krzykliwej grupy. Ataki wobec katolicyzmu i ludzi wierzących są coraz brutalniejsze i nienawistne. Stanowią próbę zastraszenia i zamknięcia ust wierzącym. Przykładów jest wiele. Wyzwiska i wyszydzanie kapłanów na ulicach, niszczenie ołtarza, świec, mikrofonów – Rypin, atak nożownika na księdza – Wrocław, pobicie księdza i zakrystianki – Szczecin, profanacje stacji Drogi Krzyżowej – Kalwaria Panewnicka, obrzucenie kamieniami figury Jezusa Chrystusa – Katowice, niszczenie kapliczek, nagrobków i tzw. „show” na grobach, groźby karalne wyrażane SMS-ami wobec księży, blokada na YouTube portali prezentujących naukę Kościoła dotyczącą ideologii LGBT, grożenie zwolnieniem z pracy nauczycielom mówiących prawdę o LGBT …

O tym przeważnie milczą najbardziej wpływowe media w Polsce. Natomiast nie szczę­dzą czasu i sił na promowanie bezwstydnego obnoszenia się z życiem intymnym i ła­manie przyjętych zasad. Próbują nas przekonać, że małżeństwo i rodzina to przeżytek; haniebna oznaka zacofania. I jednocześnie źródło problemów społecznych. Dlatego należy je ośmieszać, wykorzenić i zniszczyć. Zgodnie z obowiązującym w Rosji Sowieckiej hasłem z lat 20.: „Rozbijając ognisko rodzinne, wymierzamy ostateczny cios ustrojowi burżuazyjnemu”.

Nasuwa się pytanie, dlaczego to wszystko ma miejsce w naszym kraju?

Zacznijmy od uwagi ogólnej. Od kilkudziesięciu lat Europa jest polem wojny kulturowej. Toczy się walka o wartości. A „wartości moralne są węzłowym problemem świata; brak moralnych wartości jest największym złem, gorszym niż cierpienie, choroba, śmierć, gorszym niż upadek kwitnących kultur” (D. von Hildebrand).

W Polsce obserwujemy zaostrzający się konflikt polityczny, światopoglądowy i religijny. Jest on celowo podsycany między innymi z okazji zbliżających się wyborów. Nie można więc liczyć na jego osłabienie.

W większości krajów środowiska LGBT osiągnęły prawie swoje cele (czytaj: przywileje). Do Polski niszcząca fala dotarła z opóźnieniem. Teraz chodzi o to, abyśmy jak najszybciej dołączyli do społeczeństw najbardziej „wyzwolonych i tolerancyjnych”. Ma to oznaczać zalegalizowanie związków partnerskich, wprowadzenie „małżeństw” jednopłciowych, przyznanie im prawo do adopcji dzieci oraz prawa do sztucznego zapłodnienia i wprowadzenie edukacji seksualnej od przedszkola.

Póki co stanowimy jeden z ostatnich bastionów broniących wartości chrześcijańskich i tożsamości kulturowej Europy. Stawiamy ciągle opór. Ale naciski i prowokacje są co­raz większe. O ich rozmiarach świadczy chociażby fakt, że przed tegorocznym marszem równości w Warszawie ambasadorowie kilkudziesięciu krajów wystosowali wspólny list z poparciem dla tego wydarzenia. A niektórzy z nich brali w nim udział.

Towarzystwo spod znaku tęczowej flagi próbuje uwolnić człowieka od wszelkich ograniczeń; dokonać jego ubóstwienia. Wmówić, że człowiek jest miarą wszystkiego i każ­dy ma rację. W oparciu o błędne założenia, twierdzi się, iż płeć to wybór. W praktyce oznacza to, że rano wymyślę sobie, iż jestem mężczyzną, w południe kobietą, a pod wieczór kimś jeszcze innym. Wybór zależy od mojej zachcianki, kaprysu lub panującej mody propagowanej przez edukatorów seksualnych. A wolność i równość mają polegać na nienawiści do Boga, Kościoła i tradycji. Jej konsekwencją jest destrukcja porządku społecznego i kultury.

We wszystkich kręgach kulturowych (chrześcijańskich i niechrześcijańskich) uznaje się małżeństwo i rodzinę za podstawową wspólnotę i formę życia społecznego. Jest ona czymś naturalnym i oczywistym. Pogląd ten podzielają naukowcy odwołujący się w swych badaniach do zdrowego rozsądku i racji empirycznych. One prowadzą do stanu pewności jako przylgnięcia umysłu do prawdy bez obawy pobłądzenia.

  1. Malinowski – jeden z twórców nowoczesnej antropologii społecznej – analizując ży­cie społeczne i kulturowe zbiorowości plemiennej z Wysp Trobriandzkich pisał : „Mężczyzna i kobieta muszą zawrzeć małżeństwo. Dorosły Trobrianczyk bez żony jest nie­pełny; nie ma żadnego statusu. Kobieta by urodzić dzieci, co jest jej głównym obowią­zkiem w życiu, musi mieć męża”. I jakby na przekór współcześnie panującym poglądom stwierdza: „Monogamia jest, była i pozostanie jedyną prawdziwą formą małżeństwa. Określenie poliginii i poliandrii jako »form małżeństwa« równorzędnych z monogamią jest błędne. Mówienie o »małżeństwie grupowym« jako jeszcze jednej odmianie małżeństwa ukazuje zupełny brak zrozumienia istoty tej instytucji”. Nic dodać, nic ująć.

Swoje analizy polski antropolog kończy wnioskiem: „Badanie rodziny uczy nas, że cy­wilizacja, która by zniszczyła rodzinę, zniszczyłaby także ciągłość tradycji, zainteresowanie w rozwoju przedsięwzięć ekonomicznych, ekonomicznych przez to także integrację osobowości człowieka”.

Wypada tylko czekać, kiedy ta konstatacja zostanie uznana za „mowę nienawiści”, a niezależny sąd wspaniałomyślnie odstąpi od kary więzienia wobec nieżyjącego autora.

Społeczeństwa pierwotne i niepiśmienne mogą zawstydzać posiadaczy telefonów komórkowych i zdobywców kosmosu. Mogą, ale nie muszą. Bo współczesny człowiek przestał się wstydzić. Bezwstyd jest modny. Daje iluzję poczucia własnej wartości i wyzwolenia. Redukuje człowieka – osobę do przedmiotu. I współtworzy antykulturę.   Sama myśl o zwycięstwie tęczowych rewolucjonistów wywołuje obrzydliwość. Stanowi ostrzeżenie. Bagatelizując je możemy stracić wszystko.

 

                                                                                              Emil Mastej

Wydawca i Redaktor Naczelny: Tadeusz M. Kilarski