Obraz Jeana-Pierre Holka „Szturm Bastylii” przywodzi na myśl dewizę: „Wolność, Równość, Braterstwo”. Do dzisiaj we Francji występuje na godle, monetach i znaczkach. A przy różnych okazjach politycy i urzędnicy europejscy przywołują je w ramach obowiązującej mody lub poprawności politycznej. Jednocześnie odwołują się do szczytnej treści Deklaracji Praw Człowieka z 26 sierpnia 1789 r.
Rewolucja francuska jest uznawana za ważne wydarzenie w dziejach. Niekiedy bywa określana jako „Wielka”, co oczywiście, służy podkreśleniu jej znaczenia. Według oficjalnej interpretacji ma stanowić przykład szlachetnego zrywu uciśnionych, podejmujących walkę z tyranią, obłudą i ciemnotą. Mówiąc o niej najczęściej przemilcza się zbrodnie, pomija ogrom nienawiści i pogardy, której była źródłem i nośnikiem. Wymazuje się jej antychrześcijański i nieludzki charakter.
14 lipca każdego roku hucznie i dumnie obchodzone jest święto narodowe Francji – dzień zdobycia Bastylii (1789 r.). Łatwo ulega się urokowi mitu, nie wiedząc do końca co i dlaczego się celebruje. Bo fakty są takie, że w szturmowanej przez tłum twierdzy znajdowało się tylko siedmiu więźniów (czterech fałszerzy, dwóch chorych umysłowo i pewien hrabia umieszczony tam z inicjatywy własnej rodziny). A więc nie było tam setek skatowanych i głodzonych więźniów politycznych, oczekujących upragnionej wolności.
Podobnie jak podczas każdej rewolucji prześladowania i zbrodnie dosięgły szczególnie Kościoła katolickiego. Edyktem z 13 stycznia 1790 r. zabroniono składania na terenie Francji ślubów zakonnych uznając je za „niezgodne z prawem naturalnym”. Mnisi i mniszki musieli opuścić klasztory, a następnie przemocą zmuszono ich do powrotu do życia świeckiego. Nastąpiła wyprzedaż dóbr klasztornych. „Na masową skalę niszczono relikwie oraz rabowano wyposażenie kościelne: kielichy, meble, obrazy, posągi, wszystko, co tylko dało się ruszyć z miejsca” (H. Gebhard, „Wolność, równość, morderstwo”) Profanowano i rabowano grobowce arystokratów, okradano zwłoki zmarłych. Rabowano i niszczono biblioteki oraz archiwa. Zniszczono liczne, bezcenne zabytki w tym krypty królewskie w Saint-Denis.
Jednocześnie wiele świątyń zamieniono w magazyny, inne zburzono. Tylko w jednym z departamentów zrównano z ziemią 400 kościołów. Jak słusznie zauważył E. Burke: „Wściekłość i szaleństwo mogą w pół godziny zniszczyć więcej, niż roztropność, namysł i przezorność są w stanie zbudować w ciągu stu lat”.
Według później wydawanych praw władzy biskupi i proboszczowie otrzymali status urzędników państwowych, czyli państwo zostawało zwierzchnikiem Kościoła we Francji. Ale warunkiem sprawowania i zachowania urzędu było złożenie przysięgi wierności narodowi, prawom, królowi i konstytucji.
W ramach dalszych represji, 6 kwietnia 1792 r. zakazano noszenia strojów zakonnych, a 17 sierpnia 1792 r. zlikwidowano wszystkie klasztory żeńskie. Następnie zlicytowano ich wyposażenie. Warto wspomnieć, że podczas szalejącej rewolucji mała grupa sióstr klauzulowych, potocznie nazywanych „wizytkami”, otrzymała schronienie w Polsce. Pierwsze z nich, przyjmowane z wielką serdecznością, dotarły do Wilna w 1793 r.
W wyniku prześladowań i możliwości utraty życia Francję opuściło około 30 tysięcy księży i zakonników. Ratowali je udając się na tułaczkę do Niemiec, Anglii, Hiszpanii i Włoch. Inni unikali śmierci zawierając małżeństwa i składając samokrytykę.
„Rewolucyjna sprawiedliwość” dosięgała również osoby udzielające schronienia duchownym lub pozwalające na odprawianie Mszy św. w swoich domach. Karano je gilotyną zarzucając np. „fanatyzm religijny”. Terror ogarnął duże miasta i rozprzestrzeniał się na prowincji. W imię haseł rewolucji mordowano ludność całych wsi, palono zabudowania, gwałcono kobiety. Dzieci nabijano na bagnety lub miażdżono kopytami koni, o czym, w jednym z raportów, pisał generał François Westermann, dokonujący rzezi w prowincji Wandei. Takimi metodami budowano państwo bez Boga, a nawet przeciw Niemu. Wymyślona na potrzeby rewolucji gilotyna szybko okazała się mało efektywnym narzędziem zbrodni. Dlatego w grudniu 1793 r. komisarz polityczny Jean-Baptiste Carrier nakazał przeprowadzenie egzekucji masowych. Wynalazł również bardziej wydajny sposób zagłady – „nojades” (topienie) – związanego z miastem Nantes. Umieszczano pewną liczbę ofiar na barki, wypływano na środek rzeki i tam je zatapiano. Pierwszego mordu dokonano w nocy z 16 na 17 listopada 1793 r.; zginęło 90 kapłanów. W drugim topieniu stracono 58 kapłanów. Szacuje się, że w ten sposób zamordowano około 4 tysięcy osób, w tym kobiety i dzieci. Ze względu na koszt tych operacji decydowano się na wrzucanie ludzi bezpośrednio do nurtów rzeki. Tak utopiono ponad 600 dzieci.
Duchownych, którym udało się uniknąć gilotyny i nie opuścili kraju więziono w nieludzkich warunkach. Na przykład w twierdzy na wyspie Ré więźniowie nie mieli nawet słomy na podłogach. Przetrzymywano tam tysiąc kapłanów w pomieszczeniach przewidzianych na najwyżej 500 osób. Część aresztowanych księży deportowano do afrykańskiej Gujany. Umierali tam masowo od tropikalnych chorób (tzw. „sucha gilotyna”). Spiralę zbrodni nakręcano z każdym tygodniem. Kiedy w budynkach więziennych brakowało miejsc, zaczęto używać statki jako miejsca pozbawienia wolności. Na jednym z nich stłoczono 829 aresztowanych kapłanów, z których od kwietnia 1794 r do początku 1975 umarło 547. Według H. Gebharda: „Z 829 kapłanów internowanych w Rochefort przeżyło 274. Z grupy 1 494 więźniów przetrzymywanych w Bordeaux zmarło 250.” Tak życiem innych płacono za ślepą wiarę w postęp.
W imię „racji rozumu” i budowania państwa laickiego, 5 października 1793 r., ustanowiono kalendarz republikański. Miesiąc zamiast na tygodnie podzielono na 3 dekady. Zlikwidowano niedziele, a era chrześcijańska została zastąpiona republikańską. W dniu nazwanym „décadi” (dziesiąty), zastępującym niedzielę, miały mogły mieć miejsce jedynie świeckie uroczystości. Tworząc nową epokę i nowego człowieka lata zaczęto liczyć od daty ustanowienia pierwszej republiki francuskiej (22 września 1791 r.), a nie od narodzin Chrystusa.
Społeczeństwu ofiarowano namiastkę religii tworząc nowy kult – Kult Rozumu. Pierwsze święto ku czci rozumu zorganizowano 10 listopada 1793 r. w katedrze Notre-Dame w Paryżu. Samą świątynię, ogołoconą z większości ozdób, ogłoszono Świątynią Rozumu. Należy podkreślić, że nie było zgody co do form kultu, jego przedmiotu i celu. Panowała w tej dziedzinie różnica zdań. Niekiedy czczono np. abstrakcyjne pojęcia jak prawda, natura, prawo czy wolność (formy bożków). Z inspiracji Robespierre´a zastąpiono kult rozumu kultem Istoty Najwyższej uzyskującej status religii państwowej (Dekret Zgromadzenia Narodowego, 7 maja 1794 r.).
Bez wątpienia Rewolucja miała charakter bratobójczego rozlewu krwi. Nie wiadomo, czy dla pogardy lub kpiny na jej sztandarach widniało szlachetnie brzmiące słowo: „braterstwo”. Odznaczała się niezwykłą brutalnością. Zjawiskiem przerażającym były masowe mordy, niszczenie zabytków kultury, dehumanizacja życia, totalna walka z religią chrześcijańską i Kościołem. Ale ofiarami terroru byli również wyznawcy protestantyzmu i judaizmu.
Patrząc na jej przebieg uderza szczególna i wyjątkowa hipokryzja przywódców rewolucji. Czcigodne ideały zawarte w Deklaracji Praw Człowieka (o wolności, równości wszystkich wobec prawa, swobodzie wymiany myśli, tolerancji itd.) głoszono w takt spadających nieustannie stalowych nożyc gilotyny i krzyku konających. Rewolucja wolności deptała i niszczyła wolność szerząc bezwzględny terror. Dlatego jej gloryfikowanie jest czymś bezpodstawnym i niezrozumiałym.
Dla wielu świadomość dokonanych wówczas zbrodni zupełnie zanikła. Podobnie jest z pamięcią o krwi i zwyrodnieniu innych rewolucji. Wynosiły człowieka na piedestał bytu. Dokonywały jego ubóstwienia w przeświadczeniu, że można tworzyć świat od nowa. Próbowały uwolnić go od wszelkich ograniczeń, a nade wszystko „zabobonu”. Zawsze kończyły się tak samo; tworzono pożyteczną fikcję, królowało zło niszczące podstawy kultury i samego człowieka.
Emil Mastej