W moim życiu było ich siedem, a każda z nich odegrała jakąś rolę.
Pierwszą była Matka Boska Częstochowska. W dzień mojego Chrztu w kościele Najświętszej Marii Panny na Nowym Mieście w Warszawie ojciec chrzestny założył mi na szyję zloty łańcuszek ze złotym medalikiem. Na medaliku był wizerunek Matki Boskiej Królowej korony Polskiej. Stal się on moim klejnotem, który zawsze nosiłam.
Rok 1944, po powstaniu warszawskim. Rodzice odnaleźli mnie w obozie w Pruszkowie i dzięki temu byłam razem z nimi wywieziona do Krakowa. Była już jesień i zaczęło być zimno. Dla nas był to okres skrajnej nędzy. Ja z powstania wyszłam z tym, co miałam na sobie: granatową szkolną spódniczkę, (w której popękały nici w szwach od wybuchów) i męską koszulę. Tylko buty miałam solidne, sznurowane od łyżew. Nachodziły się one po gruzach Starówki, ale dalej były mocne.
Mama zadecydowała sama. Poszła ze mną do Rynku Głównego, gdzie w podcieniach Sukiennic kręcili się jacyś mężczyźni. Mama podeszła do jednego z nich i po krótkiej rozmowie wróciła do mnie, aby odpiąć zloty łańcuszek i dala go wraz z moja Matka Boska Częstochowska nieznajomemu mężczyźnie. On dal Mamie pieniądze a ja się rozpłakałam. Długo nie mogłam tego zapomnieć mojej Mamie.
Pieniądze poszły na zakup dla mnie płaszcza. Był taki, jaki był. A więc: letni, męski, długi. Taki był na dzien. Na noc zmieniał się na „kołdrę” po uprzednim zapięciu agrafkami „szlica”, aby nie wychodziły mi kolana.
W 2005 r. uczestniczyłam w Światowym Forum Dziennikarzy Polonijnych. Organizator Forum przewidział w programie odwiedzenie Jasnej Góry – Ołtarza Narodu. Jako uprzywilejowani zostaliśmy wprowadzeni przez zakrystię pod sam hebanowy ołtarz z cudownym obrazem Matki Boskiej. Była w koronie. Taka sama „ jak kiedyś na moim medaliku… Wszystkim płynęły Izy po policzkach,. A dla mnie był to tez dalszy ciąg mojej historii pod Sukiennicami.
Drugą. Moja Madonna była Matka Boska w zawieszonym obrazku nad moim łóżeczkiem. Nie pamiętam, jak się nazywała.
W czasie oblężenia przez Niemców Warszawy w 1939 r. gdzieś zaginęła. Po wielu latach byłam w Galerii Drezdeńskiej. Wchodzę do jednej z sal i widzę na przeciw mnie wiszący na ścianie olbrzymi obraz. Obraz Madonny, tej, co w dzieciństwie przed Nią klęczałam, by odmówić wieczorny pacierz. Ogarnęło mnie wielkie wzruszenie. Stałam diugoń przed obrazem i na nim zakończyłam wizytę w Galerii. Nie chciałam zatrzeć w pamięci obrazu.
Moja trzecia Madonna jest na małym obrazku w owalnej ramce. Obrazek wisiał nisko przy moim łóżku. Kiedy Niemcy obrzucali bombami i pociskami artyleryjskimi broniącą się naszą stolicę, jeden pocisk wybuch blisko naszego domu. Odłamki rozbiły szyby w oknach i wpadły do pokoju. Zatrzymały się w ścianie tuz nad moja głową. Uszkodziły tylko owalna ramkę, ale młodziutka Matka Boska nie została dotknięta. I dalej w jej ramionach śpi malutki Jezus. Mama stwierdziła, że to był cud, że odłamki we mnie nie trafiły. I właśnie ta Madonna w uszkodzonej ramce jest do dzisiaj ze mną. Wisi, jak dawniej – nisko przy moim łóżku, tylko ślady po odłamkach zakryłam kwiatkami.
Nigdy nie widziałam podobizny Matki Boskiej Loretańskiej. Znałam tylko Litanię Loretańską z majowych nabożeństw.
Mieszkałam wtedy już w Italii, gdy pojechaliśmy z mężem do Loreto, aby odwiedzić polski cmentarz wojenny. Najpierw jednak poszliśmy do Bazyliki, gdzie znajduje się cudami słynąca Matka Boska Loretańska. W środku świątyni stoi mały, kwadratowy domek, jakby z czarnej cegły. Mieszkała w nim klatka Boska i jak mówi legenda, domek przenieśli z Afryki do Loreto aniołowie. Została Ona Patronka lotników.
Ludzie obchodzą domek na kolanach, zanim wejdą do jego środka. Figura Madonny stoi na podwyższeniu, nad małym ołtarzem. Jest Ona inna niż wszystkie Madonny, jakie widziałam. Jest majestatyczna, tajemnicza, otulona w bogatą, kolorową szatę.
Zostaliśmy w Bazylice na Mszy św. W czasie nabożeństwa stał się cud Młoda dziewczyna, przykuta do wózka inwalidzkiego, wyszła z bazyliki na własnych nogach Cud zastał potwierdzony przez lekarzy i władze kościelne.
A ja dostałam od męża, na pamiątkę tego dnia, małą figurkę Matki Boskiej Loretańskiej. W każdą podróż zabieram ze sobą moją Czwartą Madonnę.
W tym samym dniu poszliśmy na polski cmentarz wojenny, który znajduje się u stop Bazyliki. Pochowani są tu nasi żołnierze, którzy zdobyli Monte Cassino i zginęli przy zdobywaniu Ankony. Zapamiętałam jeden napis na grobie: NIECH CI TA WŁOSKA ZIEMIA LEKKĄ BĘDZIE SYNKU UKOCHANY.
Na cmentarzu jest ołtarz, a nad nim wykuta „szarym marmurze Matka Boska Ostrobramska. Wielu żołnierzy w Armii gen. Andersa pochodziło z Wileńszczyzny. Jeden z nich napisał wiersz, z którego przytoczę jedna zwrotkę
Widziałeś Colosseum
I kościół Piotrowy.
I wszystkim cudom sztuki
Przyjrzałeś się pilnie.
A przecież
Wciąż pamiętasz
Pochylenie głowy
Matki Boskiej
Co świeci na ulicy w Wilnie.
Na tej ulicy błagała matka Adama Mickiewicza o uzdrowienie syna. Została wysłuchana. „Gdy od płaczącej matki pod Twoją opiekę ofiarowany, martwą podniosłem powiekę”- tak napisał Adam Mickiewicz („Pan Tadeusz”).
Ta Madonna jest sama, bez syna. Wszystkie inne trzymają Jezusa przy sobie. To moja piata Madonna, jest mi bliska, bo moi ojciec pochodził z tamtych stron i miał mały, srebrny ryngraf Matki Boskiej z pochyloną głową.
Moja szósta Madonna powstała w Związku Radzieckim, w kozielskim klasztorze zamienionym na więzienie. Umieszczono tu polskich jeńców wojennych, wziętych do niewoli po kampanii wrześniowej 1939 r. I właśnie tam w dramatycznych warunkach rzeźbił w ukryciu, w tajemnicy, na deskach wyrwanych z drzwi jeden więzień, artysta, porucznik – Tadeusz Zieliński. Rzeźbił smutna Madonnę nazwana Kozielską. Cudem przetrwała obozy sowieckie i udało się też jej opuścić „niegościnną ziemię”. Z polskimi żołnierzami przepłynęła Morze Kaspijskie, przeszła Iran, Irak, Ziemię Świętą, Egipt, przepłynęła Morze Śródziemne do Italii i tu towarzyszyła w bojach o Monte Cassino, Ankonę i Bolonię.
Po wojnie nie było dla niej miejsca w Polsce. Znalazła schronienie przez wiele lat w kościele św. Andrzeja Boboli w Londynie. Obecnie jest w Polsce. W Tesynie, w kościele Parafialnym w Cureglia (koło Lugano) znajduje się obraz-kopia rzeźby Matki Boskiej Kozielskiej, wykonana i ofiarowana przez inż. Zbigniewa Zymona z Riva S. Vitale.
Ostatnią‚ siódmą, moją Madonnę po raz pierwszy zobaczyłam na rysunku otrzymanych kondolencji. Wpatrywałam się w postać cierpiącej kobiety, w sercu, której tkwiło siedem sztyletów. Głowa odchylona do tylu, jakby prosiła niebiosa o pomoc, o litość… Pomyślałam wtedy, że tylko Ona potrafi mnie zrozumieć.
Później odkryłam, że blisko mego miejsca zamieszkania, w Mendrisio, w małym kościołku San Giovani (św. Jana) znajduje się w głównym ołtarzu postać Matki Boskiej od siedmiu boleści. Okryta jest granatowym płaszczem, na którym błyskają światełka, jakby gwiazdy, Ale siedem sztyletów tkwi w Jej sercu. I ona jest sama, bez syna, tak jak Matka Boska Ostrobramska.
Anna Zymon Stankiewicz