Informacje z życia Polonii w Szwajcarii... Wydarzenia, spotkania, imprezy... Artykuły, felietony, reportaże, reklamy polskich firm - to wszystko znajdziesz w "Naszej Gazetce".

Rekonstrukcja

About

Buch – jak gorąco!” – pomyślałem słowami znanego wiersza, kiedy premier B. Szydło mówiła o planowanej rekonstrukcji rządu (koniec października 2017 r.). Jak się potem okazało cały proces przebiegał w dwóch etapach. W pierwszym na stanowisko premie­ra powołano M. Morawieckiego (11 grudnia r. 2017 r.), a w drugim (9 stycznia 2018 r.) miało miejsce radykalne przemeblowanie. Teki ministerialne, ku wyjątkowej uciesze opozycji, co to „Już ledwo sapie, już ledwo zipie”, stracili, między innymi: A. Maciere­wicz, J. Szyszko, W. Waszczykowski. W więc od zapowiedzi zmian do ich realizacji minęło ponad dwa miesiące.

Nie wiadomo, dlaczego zastosowano metodę ślimaczenia. Nie był to właściwy sposób postępowania. Raczej świadczył o nieudolności i braku profesjonalizmu wśród najważ­niejszych polityków partii rządzącej.

Szydło uznawana była za twarz i uosobienie „dobrej zmiany”. Jako człowiek i polityk cieszyła się dużym zaufaniem społecznym. Jeśli jej rząd realizował obietnice wybor­cze, a „dobra zmiana” była taka dobra jak zapewniano, to rekonstrukcja jawiła się dla przeciętnego obywatela jako tajemnica lub zagadka. Dla wielu była również dużym za­skoczenie. Bo przecież za dobrze (efektywnie) wykonywaną pracę nie zwalnia się niko­go z zajmowanego stanowiska. Podobnie jak podczas wyjątkowo ważnego i wygrywa­nego meczu nie zmienia się kapitana ani najważniejszych zawodników. Zakłopotani politycy PiS-u używali przedziwnych figur retorycznych próbując wyjaśniać – i to nie tylko swoim wyborcom – dlaczego doszło do zmian. Istota ich wypowiedzi sprowadzała się do powtarzania, że chodziło o jeszcze „lepszą zmianę”. Zakładając nawet, że po „lepszej” kiedyś nastąpi „najlepsza zmiana”, to warto pytać czy po niej wyczerpiemy możliwości wszystkie?

Znając fantazję i nieukrywane talenty ludzi zajmujących się polityką wolno przypusz­czać, że wymyślą np. „idealną” lub „doskonałą zmianę”. A więc nie musimy się martwić o przyszłość i żaden koniec historii nam nie grozi.

Pozostańmy jeszcze w zawiłym obszarze apolitycznej gramatyki języka polskiego. Jak wiadomo przeciwieństwem słowa „dobry” jest „zły”. I to ostatnie było stopniowane dość często pod koniec ubiegłego roku. Służyło na określenie relacji między prezydentem A. Dudą, a ministrem A. Macierewiczem. Odnosiło się wrażenie, że obje strony sporu (konfliktu) nie zadowalały się stopniem równy („zły”), ale otwarcie eskalowały napięcie jakby zależało im na przejściu do poziomu wyższego („gorszy”) lub nawet najwyższego („najgorszy”).

Nie znam kulisów ani wszystkich pikantnych szczegółów tej sprawy. Nie potrafię roz­strzygnąć, który z panów miał rację. A może nawet nie o posiadanie racji chodziło… Uderzał niedojrzały sposób postępowania polityków wyznających przecież te same wartości. Do końca nie wiadomo po co i z jakich powodów wszczęli otwarty konflikt. Nie służył przecież ani im ani obrazowi Polski na zewnątrz. Wzmacniał jedynie stereo­typ państwa rządzonego przez ludzi kłótliwych, zwaśnionych, a tym samym niegod­nych zaufania. Stanowił zaprzeczenie „jednej, wielkiej, biało-czerwonej drużyny”.

Odmienność poglądów czy sporów w polityce jest czymś naturalnym i nieuniknionym. Ale to nie ona stanowi sedno zagadnienia. Problemem jest brak panowania nad włas­nym ego i nieumiejętność poskramianie języka. Dochodzą do tego wyraźne braki w komunikacji ze społeczeństwem. Widocznie: „Taki to ciężar. Uff – jak gorąco!”.

Emil Mastej

Wydawca i Redaktor Naczelny: Tadeusz M. Kilarski