Szczere przywiązanie do dziedzictwa kultury narodu jest wyrazem głębi uczuć do ojczystego kraju. W tym tkwi siła każdej społeczności narodowej. Toteż społeczeństwo, które odchodzi od swej kultury rodzimej, staje się niczym próżna, bezimienna waza. Aby moc trwać własnym jestestwem musi być ono ożywiane własnym duchem, zawartym w skarbnicy swej identyczności nordowej uczuć, myśli i czynów. Istotę żywotności i przeznaczenia tego duchowego dziedzictwa zawrzeć można w powszechnym „credo” trwałości kultury ludzkiej, iż przeszłość – przez teraźniejszość – przyszłości winna służyć. Pojęli tę prawdę dziejowa już wcześnie Polscy patrioci, ale pojęli ją również i wrogowie Kraju, którzy przez lata niewoli starali się pozbawić Naród polski żywotnego źródła jego istnienia – jego identyczności duchowej. Jednak moc i głębia przywiązania do rodzimej kultury były silniejsze od przeszło wiekowych usiłowań zaborców darzących do wynarodowienia społeczeństwa polskiego, aby go przemocą i gwałtem wcielić do własnej ludności. Walka z tą antypolską polityką wrogich mocarstw była długa i bolesna.
W szczególny sposób znaczy ją gehenna nieprzejednanej polskiej dziatwy szkolnej pod zaborem pruskim (Września). Obrońcy sprawy kultury ojczystej, niczym owa niestygnąca, żywa lawa z poezji Adama Mickiewicza, pozostawali wierni wezwaniu poetki: „Polski my naród, polski ród” (Maria Konopnicka). W obronie Narodu podniósł głos sławny w świecie, polski noblista Henryk Sienkiewicz apelując do sumienia ludzi dobrej woli. A Ignacy Paderewski, ten, który – jak wyznał – miłował Ojczyznę ponad wszystko, wołał do swych rodaków w Ameryce tymi słowami pełnymi oskarżenia: „Pod rządami zaborczymi przez wrogie książki i podręczniki szkolne plugawiące naszą przeszłość sączyła się trucizna w młodociane dusze, a nowi nauki rzecznicy poczęli prawić o nowych porządkach i dobrobycie, za cenę wyrzeczenia się ideałów narodowych. Żądna świeżości, żądna nowości nowych haseł młodzież rzuciła się tłumnie, by pić z zatrutego źródła” (Chicago 1915 r.). W obliczu represji w zniewolonym Kraju, obrona sprawy polskiej przez ugrupowania emigrantów na Zachodzie, a zwłaszcza w neutralnej Szwajcarii, nabrała szczególnego znaczenia i siły. „Emigracja jest wyobrazicielką potrzeb i aspiracji narodu” pisał (anonimowo) jeden z polonijnych publicystów w Genewie – (1888 r.). Bo w istocie polonijni działacze, idący w większości za głosem swych szczerych uczuć patriotycznych, nie baczyli ani na ugodowe hasła „pracy od podstaw” wysuwane przez warszawskich pozytywistów, ani na pełną uległości postawę krakowskich „stańczyków”, ni też na kosmopolityczne idee głoszone przez krajowe odłamy „międzynarodówki” (XIX/XX w.).
Po dwudziestoletnim okresie niepodległości, znaczonym rozkwitem kultury narodowej w odrodzonym Kraju (1919-1939), nastąpiły ponure lata niepojętych, krwawych cierpień. Okupant hitlerowski niszczył z zaciekłością pomniki polskiej kultury i mordował jej pełnych poświeceń rzeczników. Masowemu zniszczeniu uległy bezcenne dobra dziedzictwa narodowego, m.in. zbiory muzealne, biblioteczne, archiwa. Najboleśniejszą ofiarę złożyła stolica Warszawa, spalona i ograbiona zbrodniczą ręką najeźdźcy (wrzesień – październik 1944 r.).
Później nadeszły czasy powojenne. Przez długie lata poddany był Naród rygorowi ideologii komunistycznej. Narzucana nowa orientacja polityczna, społeczno-gospodarcza i kulturowa, obca tradycjom i uczuciom narodowym, zaprowadzała nowy system oparty na nowych kryteriach ocen, odmiennych formach oddziaływania, innych wartościach. Wszystkie te wyobcowane nowości, dyktowane „odgórnie”, służyć miały celowi wychowania „nowego obywatela“, oddanego bez reszty czynnemu „budowaniu socjalizmu”. Doktryna wspólnoty ideologicznej interesów i celów podległych Moskwie ludów, wymazać miała poczucie ich identyczności narodowej i przywiązanie do rodzimych tradycji. I tym razem przeciwko „dyktaturze ideowo-kulturowej”, mającej wypaczyć ducha Narodu stanęli murem jego wierni obrońcy. I znów ze szczególną wytrwałością i poświeceniem stanęła na „szańcach” obrony prawdziwej dziejowo polskiej kultury Polonia w krajach „wolnego świata”.
Od drugiej polowy lat 50-tych, (w jakiś czas po śmierci „batiuszki” Stalina) poczęła stopniowo spadać maska „realizmu socjalistycznego“ z oblicza kultury narodowej. Nigdy zresztą nie zdołała ta maska uwierać z całą bezwzględnością; środkiem przeciwdziałającym moralnie była silnie zakorzeniona w społeczeństwie polskim wiara katolicka i bezkompromisowość jej Kościoła związanego z Rzymem. W Kraju i na terenie innych „Republik ludowych” miały ponadto miejsce masowe manifestacje i ostre starcia uliczne, krwawo tłumione przez władze. Wystąpiły czynnie: Poznań, Gdańsk, Budapeszt, Praga…
Po zwycięstwie politycznym „Solidarności” nastąpiło odrodzenie pełnej swobody ducha kultury narodowej. Niebawem jednak pojawiać się poczęły tendencje coraz bardziej pragmatyczne, dyktowane zachwytem dobrobytu i stylu życia „na Zachodzie”. Można by w nich znaleźć oddźwięk tego, co pisał przeszło sto lat wcześniej Adam Asnyk w jednym ze swych wierszy, aby precz odrzucić „laury przeszłości” i jedynie „po życie sięgać nowe”. Ten marsz ku „nowemu życiu”, w nowym układzie geopolitycznym, kieruje się siłą rzeczy ku innym, wyobcowanym horyzontom. Występują objawy zobojętnienia, będące zapowiedzią stopniowego zapominania tradycji kulturowo-narodowych, co z kolei zaprowadzić może do zrezygnowania z identyczności ducha i uczuć na rzecz nowych, ogólno-wspólnych wartości, pojęć i upodobań. Wykorzystać to pragną poszukiwacze sensacji. Podejmują oni starania, aby przyciągać zaskakującymi nowościami jak najszersze rzesze. Chodzi o pobudzenie zmysłowej ciekawości, ta zaś odsuwa w cień intelektualno-uczuciowy odbiór wrażeń kultury. Nadużywając swawolnie „wolności słowa” różni „odkrywcy” sensacji nie wahają się wysuwać bezpodstawne zgoła domysły, uwłaczające honorowi naszych Wielkich Rodaków, z widocznym zamiarem, aby „zmieszać z błotem“ chwalebną po nich pamięć. Niejednokrotnie tez wzniosły temat z dziedziny historii, czy kultury narodowej służy jedynie za pretekst do wzbudzenia ciekawości i zachwytu „cudami” nowoczesnej techniki masowego przekazu. Odnosi się wrażenie, jakby chodziło głownie o sprawianie zwyklej przyjemności, o chwilową rozrywkę. Taki przyjemnościowy odbiór, spłyca odczucie kultury i uniemożliwia jej godne, wychowawcze odziaływanie. Skrajne też nadużycia związane są posługiwaniem się tematami względnie przedmiotami kultury dla celów reklamy handlowej czy użytkowej promocji. Wymownym tego przykładem jest np. umieszczanie nazwisk i wizerunków najsłynniejszych Polaków na butelkach napojów trunkowych, albo świeżo wymyślona metoda „ promocyjna” mająca zachęcać młodych do gry na fortepianie poprzez deptanie przez nich stopami po klawiaturze tego nad wyraz wykwintnego instrumentu, który szczególnie umiłowali nasi wielcy mistrzowie sztuki pianistycznej, Chopin i Paderewski. Tak to ideały sięgają bruku!
Wulgaryzowanie metod masowego przekazu kultury i sztuki, nie może doprowadzić jak do zwulgaryzowania uczuć ludzkich w łonie społeczeństwa. A przecież funkcja kultury musi być wychowawcza, i jej przekazywanie winno być czynnikiem wzbogacającym (a niezubożającym) i uszlachetniającym (a nieunicestwiającym moralnie) uczucia estetyczno-intelektualne odbiorców. To, co jest godne poważania i co winno być przekazywane i odbierane z godnością i czcią, nie może stać się przedmiotem, czy narzędziem pośmiewisk i igraszek. Na szczęście nie jesteśmy (jeszcze?) w obliczu apokalipsy świata kultury. Liczne są jeszcze rzesze ludzi, młodych i mniej młodych, w pełni świadomych potrzeby zachowania i godnego przezywania wartości duchowego dziedzictwa Narodu. A także istniejące instytucje i organizacje kulturalne kontynuują po większej części konsekwentnie swą chlubną działalność w tym zakresie.
J.A. Konopka