Jest jakaś koszmarna symbolika w wydarzeniach ostatnich tygodni. Wpierw Rosjanie organizują olimpiadę w Soczi, na której zdobywamy 6 medali – w tym 4 złote (Kowalczyk, Bródka i dwa Stoch – po 42 latach w skokach), a zaraz po niej – wbrew konwencjom międzynarodowym – próbują siłowo zawładnąć ukraińskim Krymem. I czy tylko Krymem?
Zaczęło się od Kijowa. Gdy prezydent Janukowycz, wbrew woli narodu ukraińskiego postanowił poprowadzić go znowu na Wchód, a nie na Zachód, ten zbuntował się i wypowiedział posłuszeństwo swojemu przywódcy. Janukowycz uciekł więc do Rosji prosząc o pomoc w odzyskaniu władzy prezydenta Putina. Przywódca w Moskwie widocznie uznał tę „prośbę” za doskonały pretekst by spróbować oderwać Krym od Ukrainy, wykorzystując fakt, że kraina ta jest w dużej mierze zamieszkała przez Rosjan. Nagle wszystkie strategiczne ośrodki na Krymie zostają przejęte przez jednostki wojskowe „nieznanego pochodzenia”, nielegitymujące się jakimikolwiek napisami czy emblematami. Można by pomyśleć, że terytorium nad morzem Czarnym zaatakowali Marsjanie, gdyby nie to, że żołnierze mówią po rosyjsku.
Nad spokojną Europą znowu pojawiło się widmo wojny. USA i EU nakładają pierwsze sankcje. Ostre reakcje świata zachodniego zdają się nie wywierać na prezydencie Putinie żadnych wrażeń. Jak dotąd Ukraina nie daje się sprowokować do awantury militarnej, ale armia tego państwa jak i wielu innych postawiono w stan podwyższonej gotowości bojowej. Nie próżnuje również propaganda rosyjska. W świat lecą obrazy ukazujące jak ludność Krymu z utęsknieniem czeka na opiekę Rosji, jak pragnie z nią się połączyć. Nam Polakom, te wydarzenia nie powinny być obce. W XVIII w. na ziemiach polskich też znaleźli się ochotnicy opieki carskiej, więc carycy Katarzynie nie pozostawało nic innego jak spełnić prośbę i dokonać I rozbioru naszego kraju. Historia jest i winna być nauką.
Po koszmarze II wojny św. przywódcy mocarstw mimo kilku awanturniczych pomysłów, zachowywali jednak w ostateczności zdrowy rozsądek. Miejmy nadzieję, że tak będzie i tym razem. Świadomość Amerykanów, że są potęgą jak i Rosjan, że tą potęgą są na powrót, wbrew pozorom jest bardziej niebezpieczna, bo może prowadzić do zatarcia ostrości widzenia zagrożeń. A wtedy strach pomyśleć co stanie się z naszą ziemią.
Na UJ, na zajęciach z obrony cywilnej, ktoś zapytał skierowanego na uczelnię oficera – co robić w razie III wojny św. Oficer spojrzał na studentów i odparł – bierzcie prześcieradło, butelkę i szukajcie miejsca na cmentarzu.
Wasz Redaktor